Nieraz jesteśmy skłonni oceniać: "dobrze mi się medytowało" (albo "źle"). Kiedy medytacja bywa trudna? Kiedy bywa owocna? Co to dla nas znaczy: owocna medytacja? Jakie właściwie owoce nam przynosi? Po czym to poznajemy?
Zdaję sobie sprawę, że sama próba wyrażenia odpowiedzi na te pytania słowami jest niebezpieczna - rodzi pojęcia, do których można się przywiązać. Czasami jednak użycie takiego pojęcia może być pomocne (przynajmniej na chwilę) w uświadomieniu sobie jakiejś pułapki, w którą pchała nas siła nawyku.
Uświadomienie może być początkiem wolności :)
Nasze myśli i uczucia są jak rzeka. Jeśli spróbujemy powstrzymać bieg rzeki, napotkamy opór wody. Lepiej jest płynąć z jej prądem, a wtedy może uda nam się pokierować tym przepływem tak, jak zechcemy. Nie wolno nam usiłować go powstrzymać.
Miej stale na uwadze, że rzeka musi płynąć, a my mamy podążać z jej biegiem. Musimy być świadomi każdego strumyka, który do niej wpada. Musimy uświadamiać sobie wszystkie myśli, uczucia i doznania, które w nas powstają - być świadomi ich narodzin, trwania i znikania. Widzisz? Teraz opór zaczyna zanikać. Rzeka percepcji wciąż płynie, ale już nie w ciemności. Teraz płynie w słońcu świadomości. Dbać o to, aby owo słońce stale świeciło w naszym wnętrzu i oświetlało każdą strużkę, każdy kamyk, każdy zakręt rzeki – to jest właśnie praktyka medytacji. Praktykowanie medytacji polega, przede wszystkim, na obserwowaniu i śledzeniu tych detali.
W chwili świadomej przytomności czujemy, że mamy kontrolę nad sytuacją, mimo że rzeka wciąż istnieje i nieustannie płynie. Czujemy w sobie spokój, ale nie jest to „spokój” soku jabłkowego. To, że jesteśmy spokojni nie oznacza, że nasze myśli i uczucia zamarły w bezruchu. Ten spokój w naszym wnętrzu nie jest znieczuleniem. Umysł spokojny, to nie znaczy: umysł opróżniony z myśli, doznań i emocji. Umysł spokojny, to nie jest umysł nieobecny. Jest jasne, że nasze myśli i uczucia, to nie wszystko, czym jesteśmy. Wściekłość, nienawiść, wstyd, wiara, zwątpienie, niecierpliwość, wstręt, pragnienie, smutek i udręka – to także umysł. Nadzieja, zahamowania, intuicja, instynkt, podświadomość i nieświadomość – także są częściami „ja”.
[...]
Osoby początkujące w medytacji zwykle sądzą, że muszą stłumić wszelkie myśli i uczucia (często nazywane „fałszywym umysłem”), aby stworzyć warunki sprzyjające koncentracji i zrozumieniu (zwanemu „prawdziwym umysłem”). Stosując metody takie jak skupianie uwagi na jakimś przedmiocie albo liczenie oddechów, starają się zablokować wszelkie myśli i uczucia. Koncentrowanie się na przedmiocie czy liczenie oddechów to znakomite metody, ale nie należy ich używać po to, aby coś tłumić czy wypierać. Wiemy, że gdy coś jest tłumione, zaraz pojawia się bunt. Represje rodzą rebelię. Prawdziwy umysł i umysł fałszywy są tym samym. Wyprzeć się jednego to tyle, co wyprzeć się drugiego. Nasz umysł to nasze ja. Nie możemy go tłumić. Musimy się do niego odnosić z szacunkiem, łagodnie, a w każdym razie bez przemocy. Skoro nawet nie wiemy, czym jest to nasze „ja”, skąd mamy wiedzieć, czy jest ono prawdziwe, czy fałszywe, i czy w ogóle należy coś tłumić, a jeśli tak, to co konkretnie? Jedyne, co możemy, to pozwolić, aby słońce świadomości oświetliło nasze „ja” i je o-świeciło, abyśmy mogli zobaczyć je bezpośrednio.
Tak jak kwiaty i liście to tylko część rośliny, tak jak fale są tylko częścią oceanu, tak samo postrzeżenia, uczucia i myśli stanowią zaledwie część „ja”. Pąki i liście są naturalnymi przejawami istnienia roślin, a fale – naturalnym sposobem przejawiania się oceanów. Próżno starać się je stłumić czy zahamować. To niemożliwe. Możemy je tylko obserwować. Ponieważ istnieją, możemy odkryć ich źródło, tożsame z naszym własnym.
Ciemność staje się światłem
Obserwuj zmiany zachodzące w twoim umyśle, gdy pada nań światło świadomości. Nawet twój oddech się zmienia i staje się „nie-dwoma” (nie spieszyłbym się ze stwierdzeniem, że „jednym”) z twoim obserwującym ja. To samo dotyczy twoich myśli i uczuć, które ulegają natychmiastowemu przeobrażeniu, a wraz z nimi - ich następstwa. Gdy nie próbujesz ich osądzać ani tłumić, splatają się one z umysłem obserwującym.
Może od czasu do czasu stajesz się niespokojny, a ów niepokój nie chce cię opuścić. W takich chwilach po prostu siedź w ciszy, śledząc swój oddech, przywołuj na usta półuśmiech i oświetlaj świadomością swój niepokój. Nie osądzaj go ani nie próbuj zniszczyć, ponieważ ów niepokój to ty sam. Rodzi się, ma pewien okres trwania, po czym rozpływa się, w całkiem naturalny sposób. Nie spiesz się za bardzo, żeby znaleźć jego źródło. Nie staraj się zbytnio sprawić, by zniknął. Tylko go oświetlaj. Przekonasz się, że pomału będzie się zmieniać, stapiając się, łącząc, z tobą – obserwatorem. Każdy stan psychiczny, który oświetlisz w ten sposób, w końcu zmięknie i przybierze tę samą naturę, co obserwujący go umysł.
Przez cały czas medytacji utrzymuj w sobie słońce świadomości. Tak jak fizyczne słońce, które oświetla każdy liść i każde źdźbło trawy, nasza świadoma uwaga oświetla każdą naszą myśl i uczucie, pozwalając nam je dostrzec, uświadomić sobie ich narodziny, trwanie i rozpływanie się, bez osądzania czy oceniania, zapraszania czy wypędzania ich. Ważne jest, żebyś nie traktował świadomości jako swego „sprzymierzeńca”, którego się wzywa, żeby odeprzeć „wrogów” w postaci twoich niesfornych myśli. Nie zmieniaj swego umysłu w pole bitwy. Nie tocz w nim wojny; wszystkie bowiem twoje uczucia – radość, smutek, złość, nienawiść – są częściami ciebie samego. Świadomość jest jak starszy brat albo starsza siostra, łagodni i troskliwi, obecni przy tobie, żeby cię prowadzić i oświecać. Jest ona tolerancyjną i przytomną obecnością, i nigdy nie ucieka się do przemocy czy dyskryminacji. Jest obecna po to, żeby zauważać i rozpoznawać myśli i uczucia, a nie po to, by oceniać je jako dobre czy złe, czy też lokować je w zwalczających się obozach. Opozycja dobro-zło bywa często porównywana do przeciwstawności światła i ciemności, ale jeśli spojrzymy na nią w odmienny sposób, zobaczymy, że gdy świeci światło, ciemność nie znika. Ona nigdzie się nie wynosi, tylko stapia się ze światłem. Sama staje się światłem.
Przed chwilą zaprosiłem mojego gościa, żeby się uśmiechnął. Medytacja nie polega na zmaganiu się z jakimś problemem. Medytować – znaczy: obserwować. Twój uśmiech jest tego dowodem. Dowodzi on, że jesteś wobec siebie łagodny, że świeci w tobie słońce świadomości, że masz kontrolę nad swoją sytuacją. Jesteś sobą i osiągnąłeś już jaki taki spokój. To ów spokój sprawia, że dziecko uwielbia przebywać w twojej bliskości