2008.02.14. Namiętność jako ścieżka

ZAKOCHANIE: NAMIĘTNOŚĆ JAKO ŚCIEŻKA

 

Iskra namiętności

 

W chwili zakochania otwiera się przed nami nowy świat. Gdy przeskakujemy granicę między sobą a innością, iskra namiętności rozświetla mrok, ukazując głębię tajemnicy. Namiętność to intensywne doznanie pobudzonej obecności, umożliwiające kontakt z pełnią i bogactwem życia.

Zakochać się możemy w każdej chwili na tysiąc różnych sposobów. Nagle ktoś lub coś zapiera nam dech. W piersiach odczuwamy narastające dziwne drżenie. Możemy wtedy się przekonać, jak żyje się pełnią życia, choćby przez krótką chwilę· Może się to przytrafić w trakcie spaceru w piękny wiosenny poranek, kiedy promienie słońca prześwitują przez delikatną zieleń drzew, albo dopaść nas na­gle, gdy schodząc ze statku po długiej morskiej podróży, rzucimy okiem w kierunku otwartego morza, albo w jesienny wieczór, gdy dojrzałe i ostre barwy jesieni orzeźwią nasze zmysły. Przekonałem się, że w momentach wyostrzonej percepcji, na przykład kiedy w sa­motności oddajemy się medytacji lub przebywamy w grupie bardzo dobrze rozumiejących się ludzi, nietrudno zakochiwać się nawet po kilka razy dziennie - to znaczy osiągać stan głębokiego poruszenia, niekoniecznie wywołanego przez ludzi, ale również krajobraz, szum lasu, pełnię księżyca, muzykę wiatru, chmury czy deszcz. Chociaż to wyostrzenie percepcji może wydawać się czymś wyjątkowym, jest zupełnie zwyczajne. Jeśli to magia, jest to całkiem zwyczajna magia, zaledwie bardziej wnikliwa świadomość tego, co już tu jest. Chociaż nie umiemy przedłużać takich momentów zachwytu, prze­czuwamy, jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy częściej mogli znajdować się w tym stanie wzbudzonej świadomości.

 

Namiętność uwarunkowana i nieuwarunkowana

 

Namiętności nie można zbudować i dlatego w istocie jest ona nie­uwarunkowana i spontaniczna. Ponieważ naszą prawdziwą naturą jest otwartość, nic dziwnego, że chcemy dostrajać się i łączyć z tym, co nas przekracza - z bezmiarem życia jako takiego. Namięt­ność to uczucie żywej istoty chcącej połączyć się z życiem; zespo­lić życie wewnętrzne z życiem na zewnątrz. Zakochanie się to po­czucie fundamentalnej otwartości naszej natury.

W wybuchach namiętności czujemy się tak pełni życia i bogaci, że w porównaniu z nimi nasz zwykły stan roztargnienia i chaosu wydaje się ubogi i mizerny. Jednak tu możemy wpaść w pułapkę iluzji, ponieważ zazwyczaj wyobrażamy sobie, że to obiekt naszej namiętności stanowi źródło owej nowo odkrytej pełni. Próbujemy więc schwytać i zatrzymać przy sobie to, co roznieciło w naszym wnętrzu tak intensywne doznanie.

Niewyczerpane bogactwo życia jest – by posłużyć się określe­niem buddyjskim – „spełniającym życzenia klejnotem”, zaspokajają­cym wszystkie nasze potrzeby. Jednak zakochując się, wyobrażamy sobie zwykle, że to obiekt naszych westchnień, a nie samo życie, jest spełniającym życzenia klejnotem, urzeczywistniającym nasze marze­nia. Zatem dopóki nie poczujemy, że jesteśmy głęboko związani z życiem toczącym się w naszym wnętrzu, dopóty będziemy się uza­leżniać od czegoś, co znajduje się na zewnątrz, chcąc się na tej dro­dze bogacić.

[…]

Nieuwarunkowana namiętność nie działa według żadnego pla­nu. Przypomina swobodne promieniowanie energii słonecznej. Jednak kiedy zaczynamy utożsamiać ukochaną osobę ze źródłem po­tężnej energii, odczuwamy zaborczy przymus posiadania – i nasza namiętność przeradza się w obsesję, zaślepia, jest fatalnym zauro­czeniem. Nic dziwnego, że opowieści o wielkiej miłości zazwyczaj kończą się tragicznie. Ci, którzy spróbowali wziąć na siebie to brze­mię, Romeo i Julia, a nawet Marilyn Monroe, umierają młodo.

Ważne, aby rozróżniać traktowanie obiektu swojej miłości jako źródła naszej namiętności – co zawsze prowadzi do pomieszania i uzależnienia – od przyzwolenia mu na bycie ośrodkiem namiętności, co samo w sobie nie prowadzi do kłopotów. Namiętność staje się problematyczna, kiedy mylimy ośrodek ze źródłem, wyobraża­jąc sobie, że obiekt naszych namiętnych uczuć jest przyczyną tego, że czujemy się tak ożywieni.

Naturalnym skutkiem namiętności jest wchodzenie w głęboki związek – czy to z barwą nieba, życiowym dziełem czy z ukocha­ną osobą. Oczywiście, nie okazujemy równie gorących uczuć wszystkiemu, co napotykamy na swej drodze – tylko pewne formy i jakości są w stanie rozbudzić w nas tę energię i przyciągnąć ku so­bie. Jednak kiedy wyobrazimy sobie, że uwarunkowany ośrodek naszej namiętności jest nieuwarunkowanym źródłem naszego oży­wienia, sami wprowadzimy się w stan wewnętrznego wyjałowienia i pomieszania.

 

[…]

 

Idealizowanie ukochanej osoby

 

Idealizowanie ukochanego to przykład dziwnej pułapki, którą sami na siebie zastawiamy, a którą psycholodzy nazywają projek­cją. Mówiąc najprościej, zjawisko to polega na wyostrzonej wrażliwości na pewne cechy drugiego człowieka, których nie odnajduje­my w sobie. Klasycznym przykładem jest osoba, która nie przyzna­je się do własnej agresji, ale wyobraża sobie, że inni tylko czekają na okazję dokuczenia jej.

Kiedy idealizujemy kogoś w romantyczny sposób, dokonujemy projekcji nie własnych odrzucanych negatywnych uczuć, ale całej potęgi, piękna i bogactwa bytu, których zazwyczaj nie możemy do­strzec w nas samych. Natura ludzka to bezmiar. Nasza istota w rze­czywistości odzwierciedla i ogarnia ogrom łagodnych i burzliwych energii nieba i ziemi, ognia i wody, słońca i gwiazd. Zazwyczaj jed­nak zamieszkujemy tylko niewielką część naszej istoty. Żyjemy na wyspie własnych uwarunkowań, uwięzieni w gorsecie pamięci, po­glądów i wyobrażeń o sobie, tworzących znaną nam własną tożsa­mość. Jednak wyższej dziedziny naszej natury – jej bezmiaru, in­tensywności i głębi – nie postrzegamy jako naszej integralnej czę­ści. Nawet jeżeli ta wyższa dziedzina wiernie oddaje to, kim na­prawdę jesteśmy, to ponieważ nie my ją stworzyliśmy – w przeci­wieństwie do wyobrażeń o sobie – nie wiemy, że stanowi naszą prawdziwą cząstkę.

Ponieważ tak trudno nam dostrzec własny bezmiar i piękno, do­konujemy projekcji na zewnątrz, gdzie łatwiej je ogarnąć. Podobnie jak osoba, która nie przyjmuje do wiadomości swojej złości, odnaj­duje ją powracającą ze świata, tak promieniowanie naszego własne­go bytu odkrywamy w i poprzez osobę, którą darzymy miłością ­odbijającą je z powrotem do nas. Jesteśmy oszołomieni tym, co widzimy. Chcemy tego, musimy to mieć bez względu na cenę. Ponie­waż nie możemy bez tego żyć – w końcu to nasz własny byt – nie tylko wpadamy w rodzaj uzależnienia, ale jednocześnie stajemy się coraz bardziej obcy samym sobie.

 

John Welwood, Wędrówka Serc (s. 69-73)