Wielu z nas się wydaje, że w ich życiu nie ma miejsca na uprawianie uważności. Prawda jest jednak taka, że życie z uważnością jest kwestią nie tyle wciśnięcia w plan dnia dodatkowego zajęcia o nazwie „Medytacja”, ile wewnętrznej reorientacji, pamiętania o tym, czego naprawdę chcesz. Nie musisz przebywać w swoim pokoju medytacyjnym ani czekać, aż znajdziesz godzinę na praktykę uważności niewypełnioną żadnymi innymi zajęciami, choć oczywiście wspaniale jest mieć taki specjalny czas. Spokojne, uważne oddychanie jest czymś, co możesz robić w dowolnej chwili. Każde miejsce może być świętą przestrzenią, jeśli przebywasz w nim zrelaksowany i pogodny, śledząc swój oddech i utrzymując koncentrację na tym, co robisz w danym momencie.
Rano, gdy się obudzisz, możesz jeszcze w łóżku rozpocząć dzień uważnym oddechem. Daj sobie tę chwilę, ten pierwszy moment dnia na to, by objąć uwagą swój wdech i wydech, i uświadomić sobie, że oto masz przed sobą dwadzieścia cztery nowiutkie godziny do przeżycia. To dopiero prezent: dar życia!
Po wyświęceniu na mnicha nowicjusza musiałem nauczyć się na pamięć wielu krótkich wierszyków, pomocnych w praktyce uważności. Pierwszy brzmi tak:
Uśmiecham się, budząc się tego ranka.
Przede mną dwadzieścia cztery nowiutkie godziny.
Ślubuję przeżyć je głęboko
i uczyć się patrzeć na wszystko oczami współczucia.
Jak widzisz, są to cztery linijki. Pierwszą wypowiada się w myślach na wdechu. Drugą – na wydechu. Na następnym wdechu mówi się trzecią linijkę. Czwartą – znów na wydechu. Oddychasz, i dzięki wierszykowi skupiasz uwagę na świętości tego, co robisz. Chcesz przeżyć dane ci dwadzieścia cztery godziny w taki sposób, aby możliwe były pokój i szczęście. Jesteś zdeterminowany nie zmarnować tych swoich dwudziestu czterech godzin, ponieważ wiesz, że jest to dar życia, dar, który co rano otrzymujesz na nowo.
Jeśli jesteś w stanie siedzieć wygodnie, medytacja na siedząco jest wspaniałym sposobem ćwiczenia uważnego oddechu. Wielu ludzi nie może dać sobie czasu na siedzenie i nierobienie niczego poza oddychaniem. Uważają to za marnotrawstwo czasu albo za luksus. Ludzie mawiają „Czas to pieniądz”. Ale czas to o wiele więcej niż pieniądze. Czas to życie. Prosta praktyka regularnego siedzenia w spokoju może być głęboko uzdrawiająca. Zatrzymanie się i siedzenie jest dobrym sposobem na skoncentrowanie się na uważnym oddychaniu i niczym poza tym.
Możesz zdecydować, że wyłączysz telewizor na czas posiłku. Podobnie możesz na ten czas wyłączać radio „Myślotok". Wtedy będziesz zwracać uwagę na swój oddech, na jedzenie i na ludzi, z którymi się posilasz. Kiedy sprzątasz kuchnię albo zmywasz naczynia, możesz to robić na sposób przebudzony, w duchu miłości, radości i wdzięczności. Kiedy szczotkujesz zęby, możesz z wyboru robić to w uważności. Nie myśl wtedy o innych rzeczach; skup uwagę tylko na szczotkowaniu zębów. Szczotkowanie zębów zajmuje ci pewnie dwie, trzy minuty. Przez ten czas możesz poświęcać pełną uwagę swoim zębom oraz czynności ich szczotkowania. Czyszczenie zębów w taki sposób może człowieka uszczęśliwiać. Gdy idzie się do toalety, także można przeżywać ten czas radośnie. Uważność może odmienić twój stosunek do wszystkiego. Może pomóc ci być prawdziwie obecnym i rzeczywiście cieszyć się wszystkim, co robisz.
Uważne chodzenie jest kolejną okazją do fundowania sobie momentów szczęścia i zdrowienia, o czym mówiłem wcześniej. Za każdym razem, gdy stawiasz krok z wdechem i wydechem, możesz rozkoszować się doznaniem kontaktu stóp z ziemią. Stawiając krok w uważności, wracasz do siebie. Każdy krok pomaga ci się skontaktować z twoim ciałem. Sprowadza cię z powrotem do domu, do tu i teraz. Kiedy więc idziesz z parkingu albo z przystanku autobusowego do miejsca pracy, kiedy idziesz na pocztę albo do sklepu, dlaczego nie miałbyś z każdym krokiem wracać do domu?
Podczas wykonywania dowolnej czynności, jeżeli jesteś spokojny i przytomny, masz szansę nawiązać kontakt z samym sobą. Przeważnie jest tak, że idziesz, a nie jesteś tego świadomy. Stoisz gdzieś, a nie masz świadomości, że tam jesteś; twój umysł znajduje się daleko od tego miejsca.
Żyjemy, a nie wiemy, że żyjemy. Ciągle gubimy samych siebie. Dlatego uspokajanie ciała i umysłu i siedzenie, żeby po prostu być ze sobą samym, jest aktem rewolucyjnym. Siadasz i przerywasz ów stan nieprzytomności – stan zatracenia siebie, nie- bycia sobą. Siadając, możesz wrócić i nawiązać łączność ze sobą. Nie potrzebujesz do tego iPhone'a ani komputera. Wystarczy, że siądziesz uważnie i uważnie wdychasz i wydychasz – po paru sekundach jesteś znów w kontakcie ze sobą. Wiesz, co się dzieje – co się dzieje w twoim ciele, w twoich uczuciach, emocjach, doznaniach. Jesteś w domu i możesz zadbać o ten dom.
Możliwe, że długo nie było cię w domu i teraz panuje tam bałagan. Ile błędów popełniłeś przez to, że ignorowałeś odczucia swojego ciała, nie zauważałeś, jakie emocje się pojawiają, jakie błędne postrzeżenia kierują twoim myśleniem i mową?
Prawdziwie wrócić do domu znaczy: usiąść i być ze sobą, na nowo znaleźć się w kontakcie z samym sobą i zaakceptować sytuację, jaka jest. Nawet jeśli panuje bałagan, możesz się z tym pogodzić – i będzie to punkt wyjścia do tego, żeby w przyszłości zmienić kierunek i zacząć przemieszczać się w lepszą stronę.
Pewnego razu prowadziłem odosobnienie w klasztorze położonym w górach na północy Kalifornii. Na początku odosobnienia w pobliżu wybuchł wielki pożar lasu. W okresach medytacji na siedząco i w chodzeniu słyszeliśmy latające nad płonącym obszarem liczne helikoptery. Wielu uczestników odosobnienia, tak jak ja, było Wietnamczykami z narodowości bądź z pochodzenia. Doświadczyliśmy bestialskiej wojny i zbliżający się helikopter oznaczał dla nas strzelaninę, śmierć, wybuchy bomb i jeszcze więcej śmierci. Nawet dla tych medytujących, którzy nie doświadczyli wojny, ów donośny hałas był dokuczliwy.
Helikoptery nie odlatywały, a my nie dawaliśmy za wygraną. Postanowiliśmy praktykować uważne słuchanie odgłosu helikopterów. Słysząc przyjemny dźwięk, taki jak dźwięk dzwonka, ludzie chętnie skupiają na nim uwagę. Poświęcając uwagę przyjemnemu dźwiękowi, łatwo poczuć się bardziej obecnym i szczęśliwym. Teraz musieliśmy się nauczyć skupiać z pozytywnym nastawieniem na odgłosie helikopterów. Dzięki uważności udawało nam się przypominać swojemu odruchowo reagującemu „ja", że ten helikopter nie uczestniczy w działaniach wojennych, lecz pomaga ugasić niszczycielskie płomienie. Taka świadomość pozwalała nam przekształcać przykre doznania we wdzięczność i w uznanie. Odgłosy helikopterów pojawiały się co parę minut, więc gdybyśmy nie praktykowali uważności w ten sposób, mogłoby nam się naprawdę sprzykrzyć.
Tak więc każdy – w odosobnieniu brało udział blisko sześćset osób – praktykował wdech i wydech na dźwięk helikoptera. Mówiliśmy wtedy sobie wierszyk zwykle towarzyszący słuchaniu dzwonu, teraz dostosowany do tej niecodziennej sytuacji:
Słucham. Słucham.
Dźwięk helikoptera
sprowadza mnie z powrotem do chwili obecnej.
I przetrwaliśmy – z powodzeniem. Sprawiliśmy, że odgłos helikoptera stał się dla nas czymś pomocnym.
Thich Nhat Hanh, Cisza