Największym podarunkiem jest dawanie siebie.
Mówi się o trzech rodzajach dawania. Jest dawanie żebracze, kiedy dajemy tylko jedną ręką, wciąż trzymając się drugą tego, co dajemy. Dajemy jak najmniejszą cząstkę tego, co mamy. A potem jeszcze zastanawiamy się, czy w ogóle powinniśmy dać.
Innym rodzajem dawania jest dawanie przyjacielskie – dajemy hojnie, szczodrze. Dzielimy się tym, co mamy – bo uważamy, że tak jest właściwie. To jest czyste dawanie.
Ale jest jeszcze jeden typ dawania, nazywany królewskim. Dajemy wtedy co tylko mamy najlepszego, nawet jeśli dla nas nic już nie zostanie. Dajemy co najlepsze instynktownie, z wdziękiem, Myślimy o sobie jako o chwilowym opiekunie rzeczy, które właśnie daliśmy; jako o kimś, kto nie posiada niczego. Nie ma dawania, jest tylko przestrzeń, pozwalająca rzeczom nieustannie przepływać.
Wszyscy doświadczaliśmy tych trzech rodzajów dawania – dając innym i dając sobie. Wiemy wszyscy jak to jest, kiedy wciąż trzymamy się tego, co dajemy, oczekując odpowiadającej nam reakcji: „Czy będzie mnie bardziej lubił za względu na ten podarunek?”. Jesteśmy przywiązani do siebie jako dawcy. Nie jest to jednak bardzo zdrowy sposób dawania.
Dajemy też wtedy, kiedy czujemy, że dobrze byłoby pozwolić czemuś przejść w inne ręce, po prostu pozwolić temu przepłynąć dalej. Tak robią uzdrowiciele; nie trzymają się tego – po prostu przepływa przez nich energia życia. Nie ma leczącego, jest tylko leczenie. To właśnie jest dawanie królewskie.
W miarę, jak się rozwijamy, dajemy coraz więcej, coraz bardziej szczodrze i szczerze, i czujemy się z tym dobrze. Dawanie przynosi nam ten rodzaj przyjaźni, ten rodzaj miłości, które karmią nasz rozwój.
Dawanie może stać się praktyką samą w sobie. To jest możliwe – otworzyć się na nieustanne dawanie, które nie spodziewa się niczego w zamian, które pozwala nam dawać pomimo naszego gniewu czy lęku. To jest ten rodzaj dawania, który wnosimy do praktyki, który kultywujemy, skupiając się na oddechu. To jest ten rodzaj dawania, który zachęca do rozszerzania przestrzeni umysłu. To jest po prostu puszczanie, nietrzymanie, nie zatrzymywanie niczego dla siebie.
To my sami jesteśmy najwspanialszym podarunkiem, jaki możemy dać. Pozwolić odpłynąć przywiązaniu do siebie – i wciąż od nowa doświadczać bycia podarunkiem. Jeśli umiemy traktować wszystko, co do nas przychodzi, jako podarunek, jako łaskę – możemy też oddać siebie, nie lgnąc do niczego, swobodnie puszczając wszystko. Oddajemy umysł, oddajemy ciało. Pozwalamy wszystkiemu zanikać w przepływie. Doświadczamy wszystkiego i oddajemy to dalej.
Wiele razy w czasie naszego siedzenia stajemy się żebrakami; nie oddajemy się cali. Usztywniamy się, opieramy się jakimś stanom umysłu – oddając się praktyce jedną ręką, a opierając się drugą. Nieustannie sprawdzamy jak nam idzie, sprawdzamy kim teraz jesteśmy, oceniamy. Kiedy jednak budzimy się – coraz łatwiej nam przychodzi dawanie siebie.
I - stopniowo – w miarę jak dajemy coraz więcej siebie sobie, w sposób naturalny dajemy też coraz więcej siebie innym. Nasz sposób bycia z ludźmi, pomaga im być sobą. Nie jesteśmy kimś, kto zachęca ich do działania w ten lub inny sposób. Jesteśmy otwartą przestrzenią, nie trzymającą się niczego, oddającą wszystko.
Budda powiedział, że gdyby ludzie naprawdę widzieli wartość dawania, ofiarowywaliby część każdego posiłku. Dawanie ma moc, która rozpuszcza lepkość umysłu i wpuszcza jasne światło do mrocznych zakątków. Tworzy otwartość umysłu, sprzyjającą puszczaniu i rodzeniu się mądrości. Gdy nasz umysł staje się tak hojny jak to możliwe, staje się też wolny, otwarty i dostępny.
W miarę jak cierpliwość i praktyka dawania stopniowo nas otwierają, stajemy się stopniowo zdolni do oddawania siebie. Stajemy się zdolni rozstać się ze wszystkim, co utrudnia bezpośrednie doświadczanie przepływu, co blokuje zrozumienie.
Stephen Levine, A Gradual Awakening, Rozdział 11.
Tłumaczyli Janek Mieszczanek i Paweł Listwan