2007.08.16. O cierpieniu

Witajcie,
zapraszam na czwartkowe spotkanie, jak zwykle na 19.
Będziemy kontynuować rozmowę o cierpieniu.

Znalazłem w książce "Zrozumieć umysł" Thay'a fragment mówiący o cierpieniu w czasie wojny wietnamskiej.
Ilustruje to dobrze zdanie Thay'a, które ktoś zacytował na poprzednim spotkaniu: "Na ból nie mamy wpływy, ale cierpienie jest opcjonalne".
Wojna bolała Wietnamczyków stokroć bardziej niż nasze małe bolączki.
Ale nie wygląda na to, żebyśmy cierpieli mniej...

===========================
Podczas wojny w Wietnamie mnisi, mniszki i młodzi świeccy pomagali ofiarom wojny. Nasi młodzi ochotnicy byli motywowani miłością. Widzieli cierpienie swojego narodu i kraju – i chcieli pomagać. Otoczenie, w którym pracowali było okropne i pełne cierpienia. Jedna strona uważała nas za komunistów i chciała nas zabić. Druga strona myślała, że sympatyzujemy z wrogami i agentami CIA. W tych mrocznych czasach zginęło wielu ochotników. W roku 1966, kiedy już opuściłem Wietnam, bardzo cierpiałem, kiedy dowiadywałem się o ich śmierciach. Nie wiedziałem, czy nasi ochotnicy umieli pojednać sie w swoich umysłach z zabójcami. Napisałem więc wiersz – wskazówkę.

Obiecaj mi,
obiecaj mi dzisiaj,
obiecaj mi teraz,
kiedy Słońce jest nad głową,
dokładnie w zenicie,
obiecaj mi.
Nawet
jeżeli cię przywalą
górami nienawiści i przemocy;
nawet jeżeli rozdepczą cię
jak robaka,
nawet jeżeli poćwiartują cię i wyprują wnętrzności,
pamiętaj, bracie,
pamiętaj:
człowiek nie jest naszym wrogiem.
Jedyną rzeczą wartą ciebie jest współczucie -
niepokonane, nieograniczone, bezwarunkowe.
Nienawiść nigdy nie pozwoli ci
przeciwstawić się
bestii w człowieku.
Pewnego dnia, kiedy staniesz samotnie przed tą bestią,
z niewzruszoną odwagą, z życzliwością w oczach,
bez wzburzenia
(nawet jeżeli nikt tego nie zobaczy),
z twojego uśmiechu
rozwinie się kwiat.
Ci, których kochasz
ujrzą cię poprzez tysiące światów narodzin i śmierci.

I znów samotny,
pójdę z pochyloną głową,
wiedząc, że miłość stała się wieczna.
Słońce i księżyc
będą dalej świecić
na mojej długiej, wyboistej drodze.1

Zanim napisałem ten wiersz, długo starałem sie wniknąć głęboko w to, co się stało. Jeżeli nie pojednamy się z naszymi zabójcami w chwili śmierci – umieranie będzie bardzo bolesne. Jeżeli czujemy się pojednani i czujemy jakieś do nich współczucie, cierpimy o wiele mniej. Jedna z moich uczennic, Nhat Chi Mai, spaliła się aby przywołać dwie walczące strony do spotkania i zakończenia wojny. Zanim podpaliła się, nagrała ten wiersz dwa razy na taśmę. Kiedy patrzymy głęboko na naturę współzależności i widzimy że osoba nas raniąca też jest ofiarą – swojej rodziny, społeczeństwa, środowiska – w sposób naturalny pojawi się zrozumienie. A za zrozumieniem pojawi się empatia i pojednanie. Zrozumienie zawsze prowadzi do miłości. Kiedy jest w nas miłość i zrozumienie, nie ma gniewu ani cierpienia. To lęk, niepokój, smutek, rozpacz i poczucie beznadziei są powodem naszego cierpienia. Zdolność do widzenia współzależnej natury wszystkich rzeczy prowadzi do pojawienia się w naszych sercach współczucia i trzyma nas z dala od cierpienia, nawet kiedy ludzie nas zawodzą i krzywdzą. Jeżeli umiemy kochać innych pomimo ich nieprawości – jesteśmy już bodhisattwą.