Witajcie, Budzący Się! Ania zaś niedawno zwróciła uwagę na coś, co określa jako problem z "drożnością sharingu" tj. kontaktu między nami w warunkach uważnej rozmowy w całej grupie. Wydaje mi się, że te dwie sprawy się łączą. Możemy się zastanowić i powiedzieć sobie nawzajem (i usłyszeć to :)), czego oczekujemy od sanghi, dzieląc się czymś, czego doświadczamy? dlaczego dzielimy się tym właśnie z tym gronem osób - bliższych i dalszych, ale zjednoczonych intencją kultywowania przytomności i życzliwej otwartości? na jaką odpowiedź/reakcję jesteśmy otwarci? a co, jeśli otrzymujemy coś innego, niż oczekiwaliśmy? co nam to mówi - o życiu i ludziach, ale także o nas samych? jak przyjmujemy to, co otrzymujemy i co z tym robimy? i wreszcie: w jaki sposób możemy komunikować innym własne trudne przeżycia (zwł. te właśnie teraz się wydarzające) ze świadomością, że inni także mają swoje "supły" i punkty zapalne i to, co i jak mówimy, realnie wpływa na stan, w jakim się znajdują i na nasze interakcje od tej chwili? Przyjdźmy tak, żeby zdążyć poczuć, gdzie jesteśmy, osadzić się w sobie i otworzyć się na doświadczanie bieżącej chwili i miejsca. Dzwon na medytację rozlegnie się (zapewne) o 18:45 (ktoś już jest od 18). Kto dotrze nieco później, prosimy, niech ofiaruje Sandze spacer medytacyjny na zewnątrz, do godz. 19.05+. Jedzenie będzie, jeśli w ostatniej chwili znajdzie się ktoś chętny, żeby je przygotować i przywieźć! Na pewno natomiast będziemy mogli razem napić się herbaty :) Uśmiech dla Wszystkich, Paweł
Spotykamy się znowu w środę, tzn. jutro. Po medytacji w milczeniu, dzielenie się dharmą proponuję poświęcić kontynuacji tematu sprzed tygodnia. O ile pamiętam, pomysł na ów temat wyniknął w związku z konfliktami/starciami, które miały miejsce między nami i uświadomiły nam, że w pewnych sytuacjach nasze "węzły wewnętrzne" obejmują nad nami kontrolę i trudno nam zachować pełną uważność na to, co się wydarza w ludziach wokół nas i w nas samych - i postępować w taki sposób, aby uwalniać się nawzajem od cierpienia (czy też pomagać sobie w uwalnianiu się), a nie przysparzać go.