Jeden z kongresmenów zapytał mnie: „Jakie pierwsze, praktyczne kroki zaleciłby Pan ludziom różnych ras i z różnych środowisk, aby mogli zacząć zasypywać otchłań rasizmu i bigoterii, z którą się w tej chwili stykamy i która ostatnio, w następstwie 11 września, coraz bardziej dzieli nas od Amerykanów arabskiego pochodzenia? I jak mamy sobie radzić po 11 września z uzasadnionymi obawami, które sprawiają, że nawet na tych naszych współobywateli spoglądamy nieprzyjaźnie, z dystansem? Jak pan to widzi: jak poszczególni ludzie mogą zacząć zasypywać tę przepaść?”
Powiedziałem mu, że musimy się przebudzić i uświadomić sobie, że wszystko jest ze wszystkim powiązane. Bezpieczeństwo i dobrobyt nie mogą już być czyimiś sprawami prywatnymi. Jeśli inna grupa nie jest bezpieczna, nie ma możliwości, żebyśmy my byli bezpieczni. Dbanie o dobro tamtych jest równocześnie dbaniem o własne dobro. U podstaw wszelkiej nienawiści i przemocy tkwi umysł, który różnicuje (dyskryminuje) i oddziela.
Wszystkie wiersze, które ułożyłem, napisała moja prawa ręka. Lewa nie napisała żadnego. Ale prawa ręka nigdy nie myśli: „Ty, lewa ręko, do niczego się nie nadajesz!” Moja prawa ręka nie ma żadnego kompleksu wyższości, więc jest bardzo szczęśliwa. Moja lewa ręka też nie ma żadnego kompleksu niższości. Obie moje ręce mają w sobie pewną mądrość, która nazywa się mądrością nieróżnicowania. Pewnego razu wbijałem gwóźdź i moja prawa ręka poruszała się niezbyt pewnie, więc zamiast walnąć młotkiem w gwóźdź, walnąłem we własny palec. Moja prawa ręka odłożyła młotek i zajęła się lewą ręką bardzo troskliwie, tak jakby zajmowała się samą sobą. Nie powiedziała wtedy: „Ty, lewa ręko, musisz pamiętać, że ja się tobą zaopiekowałam i odwdzięczyć mi się w przyszłości”. A moja lewa ręka nie powiedziała: „Ty, prawa ręko, wyrządziłaś mi wielką krzywdę, dawaj ten młotek, musi być sprawiedliwość!” Nie było w ogóle takiego myślenia.
Obie moje ręce wiedzą, że są członkami tego samego ciała; jedna jest drugą. Myślę, że jeśli Izraelczycy i Palestyńczycy zdadzą sobie sprawę, że są braćmi i siostrami, że są jak dwie ręce tego samego ciała, to nie będą już próbowali nawzajem się karać. Społeczność światowa, jak dotąd, nie pomogła im tego dostrzec. Tak samo muzułmanie i hinduiści - jeśli zdadzą sobie sprawę, że u podłoża ich cierpienia tkwi różnicowanie ludzi, to nauczą się nawiązywać w sobie kontakt z ziarnem nieróżnicowania. Takie przebudzenie, takie głębokie zrozumienie zaowocuje pojednaniem i szczęściem.
Bardzo ważne jest, żebyśmy wszyscy mieli czas na głęboki wgląd w sytuację, w której się znajdujemy, na uświadomienie sobie, że przemoc nie może położyć kresu przemocy. Tylko życzliwe, głębokie słuchanie i miłująca mowa mogą być pomocne w odbudowie komunikacji i usunięciu błędów w postrzeganiu, tkwiących u podstawy wszelkiej nienawiści, gwałtu i terroryzmu. Osiągnąwszy taki wgląd, możemy pomóc w jego osiągnięciu innym. Wielu ludzi w USA uprzytamnia sobie, że drogą do pokoju jest sam pokój. Ludzie ci muszą się zjednoczyć, głośno wypowiedzieć swoje troski i zaoferować swój wspólny wgląd. Obowiązkiem każdego z nas jest przyczyniać się do tego zbiorowego wglądu. Gdy będziemy mieli ów wgląd, współodczuwanie da nam siłę i odwagę, potrzebne do znalezienia rozwiązania dobrego dla nas samych i dla świata.
Za każdym razem, gdy bierzemy wdech i powracamy do siebie, budując w sobie harmonię wewnętrzną i radość, spełniamy akt pokoju. Za każdym razem, gdy potrafimy, patrząc na drugiego człowieka, dostrzec cierpienie, które skłania go do mówienia lub działania w nieumiejętny sposób, za każdym razem, gdy udaje nam się dostrzec w tej osobie ofiarę jej cierpienia, rozwija się współczucie w naszym sercu. Kiedy patrzymy na drugiego człowieka oczami zrozumienia i miłości, wtedy nie doznajemy cierpienia ani nie zadajemy go drugiemu człowiekowi.
Thich Nhat Hanh, Calming the Fearful Mind: A Zen Response to Terrorism
(“Uspokoić umysł pełen obaw - odpowiedź zen na terroryzm”)