Może ten wiersz byłby inspiracją do mówienia o tym, po co jesteśmy w Sandze?
Przyszliśmy, aby ukoić nasz ból, naszą samotność.
Ale czy tylko po to?
Może pozwolić na pęknięcie muszli?
Janek
Jeśli zapytasz, jak dużo chcę,
odpowiem że chcę wszystko.
Tego ranka ty, ja
i wszyscy ludzie
popłyną w cudownym strumieniu
jedności.
My - małe skrawki wyobrażeń,
przeszliśmy długą drogę - aby znaleźć siebie
dla siebie, w mroku, w złudzeniach oswobodzenia.
Brat powrócił tego ranka z długiej podróży.
Klęczy przed ołtarzem
z oczami pełnymi łez,
a jego dusza tęskni za brzegiem dla kotwicy
(też tak kiedyś tęskniłem).
Pozwólmy mu klęczeć i płakać.
Pozwólmy mu wykrzyczeć serce.
Niech znajdzie tu schronienie na tysiące lat,
aby mogły wyschnąć jego łzy.
Przyjdę pewnej nocy,
podpalę jego schronienie, chatę na wzgórzu.
Mój ogień zniszczy wszystko
i zabierze jego jedyną tratwę.
W środku największego cierpienia duszy
jego muszla pęknie,
a światło płonącej chaty będzie świadkiem
jego cudownego wybawienia,
Będę czekał
za płonącym domem.
Po policzkach popłyną mi łzy.
Będę tu, aby kontemplować jego nowe istnienie.
I, kiedy trzymając jego dłonie w swoich,
zapytam jak dużo chce,
uśmiechnie się i powie, że chce wszystko - tak jak ja kiedyś.
To stary wiersz, napisany ponownie w roku 1954. Ktoś bardzo cierpiący może potrzebować ukryć się na jakiś czas. I to jest dobre. Ale są ludzie, którzy chcą się ukryć na długo, jak ci, którzy ukrywają się w medytacji. Potrzebują kogoś, kto spali ich schronienie.
Thich Nhat Hanh, Call me by my true names - zbiór wierszy