Kochani sangowicze,
Już dotarli z Plum Village Phap Y i Phap Tuc. Paweł ich odebrał na lotnisku (co pierwotnie miał robić Janek, który natomiast leży od trzech dni z infekcją dróg oddechowych... :<<). Jutro i pojutrze w ciągu dnia pokazujemy mnichom Warszawę. Jutro wieczorem mają spotkanie ze lokalną społecznością wietnamską. A we czwartek wezmą udział w spotkaniu naszej sangi (zapraszam koło g.18.30 lub nawet wcześniej; dzwonimy jak zwykle o 18.45). Chcemy im pokazać jak w rzeczywistości wyglądają nasze spotkanie, więc program będzie jak najbardziej "normalny". Na dzielenie wybrałem tekst (w załączniku) z uwielbianej przeze mnie książki John'a Welwood'a (psychoterapeuta-buddysta z Kalifornii) "Journey of the Heart" - "Wędrówka Serc". A na zakończeniu będzie coś pysznego od Grażynki...
Do zobaczenia,
Michael
Ze względu na to, że może nas być więcej niż zwykle, proszę aby ci, którzy mogli bez większego trudu przywieźć ze sobą własne poduszki do medytacji tak zrobili.
Tworzenie wizji wyższego rzędu
Aby uwolnić się z pułapek zaplątanego w sprzeczności umysłu i na ich miejsce stworzyć wizję wyższego rzędu, musimy odłożyć na bok nasze racjonalizacje, dając sobie możliwość świeżego spojrzenia na sytuację, w której się znaleźliśmy. Kiedy to uczynimy, powrócimy do chwili obecnej, gładkiej i cienkiej jak ostrze brzytwy. Jest to zawsze pewien wstrząs, który powoduje przebudzenie. Te krótkie chwile olśnienia wiążą się z poczuciem niepewności. W takich momentach najuczciwsza odpowiedź na pytanie, co robić brzmi: „Nie wiem”. Skąd miałbym wiedzieć? Dopiero co tu przybyłem.
Dla niektórych przyznanie się do własnej niewiedzy jest oznaką słabości. Jednak dla wojownika serca, który z czcią odnosi się do otaczającego go z wszystkich stron wielkiego nieznanego, zgodne z prawdą stwierdzenie, że czegoś nie wie, jest jak orzeźwiający wiatr. Wygania on chmury z przepełnionego nadmiarem myśli umysłu, pozwala żywo i właściwie reagować na wszystko to, co się dzieje w danej chwili. Podtrzymywanie świeżości percepcji to sposób ćwiczenia umysłu początkującego. Kiedy potrafimy mierzyć się z życiem bez polegania na starych racjonalizacjach i przekonaniach, bez interpretowania zjawisk, wtedy docieramy do naszej wyższej inteligencji, i wolni od ustalonych poglądów, pozwalamy się jej prowadzić.
...
Pewnego dnia pojawiło się u mnie, szukając porady, małżeństwo z dwudziestopięcioletnim stażem. Powód – żona zaczynała żywić poważne wątpliwości, czy ich związek ma w dalszym ciągu jakąkolwiek rację bytu. U podłoża wszystkich konkretnych rozczarowań, jak się wkrótce okazało, leżało to, że tak naprawdę nie mieli ze sobą kontaktu. Ich wzajemne relacje opierały się głównie na mówieniu do siebie: rozmowy o książkach, żarciki, historyjki, filozofowanie, ploteczki. Nie potrafili być po prostu ze sobą i zwyczajnie dzielić się chwilą. Brak kontaktu na tej płaszczyźnie był najpoważniejszą przyczyną destrukcji ich związku.
Uświadomiwszy im, w czym rzecz, poprosiłem, żeby spróbowali po prostu być z sobą przez chwilę, nie chwytając się starych wzorców postępowania. Była to dla nich niewygodna sytuacja, ponieważ nie wiedzieli, co mają robić. Za każdym razem, gdy próbowali zagadać sytuację, sprowadzałem ich na ziemię. Chciałem, by przekonali się, co to znaczy być blisko siebie bez gotowego scenariusza. Zmusiłem ich, by porzucili swe bezpieczne gierki. Początkowo byli bezradni, później przestraszeni, następnie, źli, a w końcu zniechęceni i smutni.
Wreszcie po przejściu wszystkich tych etapów zaczęli dostrzegać komizm sytuacji. Pomimo dwudziestu pięciu lat pozostawania w związku, nie potrafili nawiązać ze sobą kontaktu. Kiedy pozwolili sobie uznać tę prawdę, poczuli się tak, jakby spotkali się po raz pierwszy. Nowy powiew świeżości i radosnego podniecenia zaczął przenikać ich wzajemne relacje. Partnerzy wkroczyli na Ścieżkę.
...
Cóż zatem się stanie, kiedy odłożę na bok wszystkie moje racjonalizacje i bez jakichkolwiek uprzedzeń spojrzę w oczy ukochanej? Kim ona jest? Nie znajdę niczego, czego mógłbym się trzymać – tylko otwartą przestrzeń rozpościerającą się w nieznane. Patrząc w jej oczy, uświadamiam sobie wstrząsający fakt – nie mam pojęcia, kim ona jest naprawdę. Mogę znać jej nawyki, wiedzieć, co myśli i jak reaguje na określone sytuacje, ale czy to oznacza, że rzeczywiście wiem, kim jest? Jeżeli rzeczywiście mam być wobec siebie szczery, patrząc jej prosto w oczy, mogę tylko powiedzieć: „Cześć. Kim jesteś? I wobec tego – kim ja jestem?”. W takich momentach ujawnia się umysł początkującego i wszystkie starannie obmyślane koncepcje o tym, kim jesteśmy, tracą rację bytu.
John Welwood, Wędrówka Serc, str. 142-146