2023.08.21 “Nie zostawiaj swego losu w cudzych rękach"

Pew­ne­go wie­czo­ru, wró­ciw­szy do mo­jej pu­stel­ni ze spa­ce­ru po wzgó­rzach, zo­ba­czy­łem, że wszyst­kie drzwi i okna są po­otwie­ra­ne. Wy­cho­dząc z domu, nie za­bez­pie­czy­łem ich i zim­ny wiatr po­otwie­rał okna i po­roz­rzu­cał pa­pie­ry z biur­ka po ca­łym po­ko­ju. Czym prę­dzej po­za­my­ka­łem drzwi i okna, za­pa­li­łem lam­pę, po­zbie­ra­łem pa­pie­ry i uło­ży­łem je schlud­nie na biur­ku. Po­tem roz­pa­li­łem ogień w ko­min­ku i nie­ba­wem trza­ska­ją­ce po­la­na na nowo ogrza­ły po­kój.


Cza­sa­mi w tłu­mie czu­je­my się zmę­cze­ni, zmar­z­nię­ci i sa­mot­ni. Może przyj­dzie nam wte­dy chęć wy­co­fać się gdzieś, gdzie bę­dzie­my mo­gli po­być sami i ogrzać się na nowo, tak jak ja w mo­jej pu­stel­ni, przy ko­min­ku znaj­du­jąc schro­nie­nie przed zim­nym, wil­got­nym wia­trem. Na­szy­mi okna­mi na świat ze­wnętrz­ny są zmy­sły. Cza­sa­mi wdzie­ra się przez nie wi­cher i wszyst­ko w nas wy­wra­ca. Wie­lu z nas ni­g­dy nie za­my­ka tych okien i po­zwa­la, aby ob­ra­zy i dźwię­ki świa­ta wdzie­ra­ły się w nas, prze­ni­ka­ły do szpi­ku ko­ści i zię­bi­ły na­sze smut­ne, udrę­czo­ne ja. Jest nam tak zim­no, czu­je­my się sa­mot­ni i bo­imy się. Czy zda­rza ci się, że oglą­dasz ja­kiś strasz­ny pro­gram te­le­wi­zyj­ny, a nie je­steś w sta­nie wy­łą­czyć te­le­wi­zo­ra? Ochry­płe gło­sy i huk wy­strza­łów wy­pro­wa­dza­ją cię z rów­no­wa­gi. A jed­nak nie wsta­jesz i nie wy­łą­czasz te­le­wi­zo­ra. Dla­cze­go pod­da­jesz się ta­kim tor­tu­rom? Nie masz ocho­ty po­za­my­kać okien? A może bo­isz się sa­mot­no­ści – pust­ki i po­czu­cia wy­klu­cze­nia, któ­re mo­żesz spo­tkać, gdy znaj­dziesz się sam na sam ze sobą?

Je­ste­śmy tym, co czu­je­my i po­strze­ga­my. Je­śli je­ste­śmy roz­gnie­wa­ni, je­ste­śmy gnie­wem. Je­śli je­ste­śmy za­ko­cha­ni, je­ste­śmy mi­ło­ścią. Je­śli pa­trzy­my na ośnie­żo­ny szczyt gór­ski, je­ste­śmy tą górą. Oglą­da­jąc zły pro­gram te­le­wi­zyj­ny, je­ste­śmy tym pro­gra­mem. Śniąc, je­ste­śmy snem. Mo­że­my być, czym­kol­wiek ze­chce­my, i to bez cza­ro­dziej­skiej różdż­ki. Dla­cze­go więc otwie­ra­my swe okna na złe fil­my i pro­gra­my te­le­wi­zyj­ne – fil­my krę­co­ne przez pro­du­cen­tów go­nią­cych za sen­sa­cją w po­szu­ki­wa­niu ła­twych pie­nię­dzy, fil­my, któ­re spra­wia­ją, że ser­ce ło­mo­cze w nas jak osza­la­łe, pię­ści same się za­ci­ska­ją, a po wyj­ściu z kina je­ste­śmy wy­czer­pa­ni? Kto po­zwa­la na ro­bie­nie ta­kich fil­mów i pro­gra­mów? I to jesz­cze dla naj­młod­szych? My sami! Je­ste­śmy za mało wy­ma­ga­ją­cy, zbyt go­to­wi oglą­dać wszyst­ko, co nam rzu­cą na ekran, za bar­dzo sa­mot­ni, le­ni­wi lub znu­dze­ni, by two­rzyć swo­je ży­cie sa­me­mu. Włą­cza­my te­le­wi­zor i już go nie wy­łą­cza­my, po­zwa­la­my, by ktoś inny nami kie­ro­wał, kształ­to­wał nas i nisz­czył. Za­tra­cać się w taki spo­sób to tyle, co od­da­wać swój los w cu­dze ręce, a ci, któ­rym go po­wie­rza­my, być może nie ob­cho­dzą się z nim od­po­wie­dzial­nie. Mu­si­my so­bie uświa­da­miać, ja­kie­go ro­dza­ju pro­gra­my i fil­my szko­dzą na­sze­mu ukła­do­wi ner­wo­we­mu, na­sze­mu umy­sło­wi, na­sze­mu ser­cu, a któ­re są dla nas do­bro­czyn­ne.

Nie cho­dzi mi tyl­ko o fil­my i pro­gra­my te­le­wi­zyj­ne. Ro­zej­rzyj­my się po ca­łym na­szym oto­cze­niu, ileż po­kus szy­ku­ją dla nas nasi bliź­ni i my sami? Ile razy w cią­gu dnia za­tra­ca­my się i roz­pra­sza­my z ich po­wo­du? Mu­si­my być bar­dzo ostroż­ni, żeby chro­nić wła­sny los i spo­kój. Nie zna­czy to, że mamy sta­le za­my­kać wszyst­kie okna, bo prze­cież w świe­cie, któ­ry na­zy­wa­my „ze­wnętrz­nym”, jest wie­le cu­dów. Otwie­raj swe okna na te cuda. Przyj­rzyj się któ­re­muś z nich w świe­tle świa­do­mo­ści. Na­wet gdy sie­dzisz nad czy­stym, by­strym po­to­kiem, słu­chasz pięk­nej mu­zy­ki oglą­dasz zna­ko­mi­ty film, nie za­tra­caj się cał­ko­wi­cie w tym po­to­ku, mu­zy­ce czy fil­mie. Bądź cały czas świa­dom sie­bie sa­me­go i swo­je­go od­de­chu. Gdy świe­ci w nas słoń­ce świa­do­mo­ści, po­tra­fi­my unik­nąć więk­szo­ści nie­bez­pie­czeństw – po­tok bę­dzie czyst­szy, mu­zy­ka bar­dziej har­mo­nij­na, a film w peł­ni ujaw­ni du­szę ar­ty­sty, któ­ry go stwo­rzył.

Moż­li­we, że oso­ba po­cząt­ku­ją­ca w me­dy­ta­cji za­pra­gnie wy­je­chać z mia­sta na wieś, gdzie ła­twiej bę­dzie po­za­my­kać okna, któ­re, po­otwie­ra­ne, mo­gły­by drę­czyć jej du­cha. Wy­je­dzie tam, gdzie bę­dzie mo­gła stać się jed­nym z ci­szą lasu, od­kryć sie­bie na nowo lub od­zy­skać, nie da­jąc się po­rwać cha­oso­wi świa­ta ze­wnętrz­ne­go. Świe­ży i ci­chy las po­ma­ga utrzy­my­wać świa­do­mość. Gdy świa­do­mość bę­dzie już so­lid­nie za­ko­rze­nio­na, gdy bę­dziesz po­tra­fił ją utrzy­my­wać nie­za­chwia­nie, może ze­chcesz wró­cić do mia­sta i po­zo­stać tam, prze­ży­wa­jąc już mniej nie­po­ko­jów. Za­nim jed­nak osią­gniesz ten etap, mu­sisz bar­dzo uwa­żać i pie­lę­gno­wać swą świa­do­mość chwi­la po chwi­li, sta­ran­nie wy­bie­ra­jąc ta­kie oto­cze­nie i po­karm, któ­re naj­le­piej ci słu­żą.

Fragment z "Słońce moim sercem" Thích Nhất Hạnh