Pewnego ranka wczesną jesienią, tuż po zakończeniu odosobnienia, Budda otrzymał wiadomość, że król Suddhodana leży na łożu śmierci w Kapilawatthu. Król wysłał księcia Mahanamę, swego bratanka, jako posłańca, aby przywołał Buddę w nadziei, że ujrzy jeszcze syna przed śmiercią. Na specjalną prośbę Mahanamy, Budda zgodził się podróżować w powozie, aby skrócić podróż. Towarzyszyli mu Anurudda, Nanda, Ananda i Rahula. Po odjeździe powozu, dwustu mnichów, w tym wszyscy dawni książęta z rodu Śakjów, ruszyło w kierunku Kapilawatthu. Chcieli być z Buddą podczas pogrzebu jego ojca.
Rodzina królewska spotkała Buddę u bram pałacu. Mahapadźapati od razu zaprowadziła go do komnat królewskich. Twarz króla, blada i słabnąca, rozjaśniła się, gdy tylko zobaczył Buddę. Budda usiadł przy łóżku i ujął rękę króla w swoje dłonie. Król, mający teraz osiemdziesiąt dwa lata, był wychudzony i wątły.
Budda powiedział:
– Ojcze, oddychaj delikatnie i powoli. Uśmiechnij się. Nic nie jest teraz ważniejsze od twojego oddechu. Nanda, Ananda, Rahula, Anurudda, i ja będziemy oddychać razem z tobą.
Król przyjrzał się każdemu z nich. Uśmiechnął się i zaczął podążać za swoim oddechem. Nikt nie ośmielił się płakać.
Wciąż trzymając się rękę króla, Budda powiedział:
– Ojcze, spójrz na mnie, na Nandę i Rahulę. Spójrz na zielone liście na gałęziach za twoim oknem. Życie trwa dalej – a ty z nim. Wciąż będziesz żył we mnie, w Nandzie, w Rahuli i we wszystkich istotach. Ciało doczesne powstaje z czterech żywiołów, które rozpuszczają się tylko po to, by w nieskończoność ponownie się łączyć. Ojcze, nie myśl, że ponieważ ciało przemija, życie i śmierć nas ogranicza. Ciało Rahuli jest również twoim ciałem.
Budda skinął na Rahulę, by podszedł i ujął drugą rękę króla. Na twarzy umierającego króla pojawił się szczery uśmiech. Zrozumiał słowa Buddy i nie bał się już śmierci.
Wszyscy doradcy i ministrowie króla byli obecni. Król poprosił, aby się zbliżyli i słabym głosem powiedział:
– Podczas mego panowania niewątpliwie was denerwowałem i krzywdziłem. Zanim umrę, proszę was o przebaczenie.
Doradcy i ministrowie nie mogli powstrzymać łez. Książę Mahanama uklęknął przy łóżku i powiedział:
– Wasza Wysokość, byłeś najbardziej cnotliwym i sprawiedliwym z królów. Nikt tutaj nie ma powodu, by cię winić o cokolwiek.
Mahanama mówił dalej:
– Pokornie pragnę zasugerować, by książę Nanda opuścił teraz życie zakonne i powrócił do Kapilawatthu, by zasiąść na tronie. Lud będzie zadowolony, widząc twojego własnego syna jako króla.
Nanda spojrzał błagalnie na Buddę, który powiedział:
– Ojcze, ministrze, pozwólcie mi podzielić się moimi spostrzeżeniami w tej sprawie. Nanda nie ma jeszcze pragnienia ani zdolności, by służyć jako władca polityczny. Potrzebuje więcej lat duchowej praktyki, aby być gotowy do takich zadań. Rahula ma tylko piętnaście lat i jest za młody, by zostać królem. Wierzę, że najlepsze kwalifikacje, by zostać królem, ma książę Mahanama. Jest on człowiekiem o wielkiej inteligencji i talencie, a także człowiekiem współczucia i zrozumienia. Co więcej, przez ostatnie sześć lat służył jako główny doradca króla. W imieniu rodziny królewskiej, w imieniu ludu, proszę księcia Mahanamę o przyjęcie tej odpowiedzialności.
Ministrowie wyrazili swoją aprobatę dla sugestii Buddy. Król również skinął głową i przywołał Mahanamę do swojego łoza. Wziął rękę Mahanamy i powiedział:
– Każdy pokłada w tobie zaufanie. Sam Budda wierzy w ciebie. Jesteś moim bratankiem i byłbym zaszczycony i szczęśliwy mogąc przekazać ci tron. Będziesz kontynuował naszą linię przez sto pokoleń.
Mahanama pokłonił się, poddając się życzeniom króla.
Król był zachwycony.
– Teraz mogę zamknąć oczy w pokoju. Cieszę się, że zobaczyłem Buddę, zanim opuściłem ten świat. W moim sercu nie ma już żadnych trosk. Nie ma we mnie żalu ani goryczy.
Król uśmiechnął się słabo, ale jego oczy promieniowały pokojem. Powoli zamknął oczy i odszedł z tego życia. Królowa Gotami i Jaśodhara zaczęły płakać. Ministrowie szlochali w żalu. Budda złożył ręce króla na piersi, a następnie spojrzał na wszystkich i poradził im, by podążali za swoim oddechem, kojąc swój żal. Po kilku chwilach zasugerował, aby spotkali się w zewnętrznej komnacie w celu omówienia przygotowań do pogrzebu.
Pogrzeb odbył się siedem dni później. W ceremonii wzięło udział ponad tysiąc braminów. Ale pogrzeb króla Suddhodany był wyjątkowy dzięki obecności pięciuset mnichów w szafranowych szatach, reprezentujących Drogę Buddy. Oprócz tradycyjnych modlitw i recytacji braminów, śpiewane były sutry Drogi.
Budda powoli okrążył trzy razy stos pogrzebowy. Zanim go zapalił, powiedział:
– Narodziny, starość, choroby i śmierć zdarzają się w życiu wszystkich ludzi. Codziennie powinniśmy zastanawiać się nad narodzinami, starością, chorobą i śmiercią, aby nie zagubić się w pragnieniach i aby móc stworzyć życie pełne pokoju, radości i zadowolenia. Osoba, która osiągnęła Drogę, patrzy na narodziny, starość, chorobę i śmierć ze spokojem umysłu, płynącym akceptacji. Prawdziwą naturą wszystkich dharm jest to, że nie ma narodzin ani śmierci, tworzenia ani niszczenia, zwiększania ani zmniejszania.
Płomienie ogarnęły stos i powoli go pochłonęły. Dźwięki gongów i bębnów przeplatały się ze śpiewami.
Stara ścieżka białe chmury - Thich Nhat Hanh