Troje dzieci przyszło dzisiaj ze wsi, żeby pobawić się z Thanh Thuy. Wszyscy czworo pobiegli się bawić na stoku wzgórza za naszym domem, a mniej więcej po godzinie wrócili, żeby poprosić o coś do picia. Wyjąłem ostatnią butelkę soku jabłkowego domowej roboty i nalałem każdemu z nich po pełnej szklance, na końcu podchodząc do Thuy. Ponieważ dostał się jej sok z dna butelki, były w nim drobiny miąższu. Gdy zobaczyła, że sok jest mętny, nadąsała się i nie chciała pić. Tak więc cała czwórka wróciła do zabawy na wzgórzu, a Thuy nic nie wypiła.
Pół godziny później, gdy akurat medytowałem w swoim pokoju, usłyszałem jej wołanie. Thuy chciała sobie nalać szklankę wody, ale nawet stając na paluszkach, nie mogła dosięgnąć kranu. Przypomniałem jej o szklance soku na stole i poprosiłem, żeby wypiła go w pierwszej kolejności. Spojrzała na sok i zobaczyła, że miąższ osiadł na dnie, a sok stał się klarowny i apetyczny. Podeszła do stołu i wzięła szklankę w obie ręce. Wypiwszy połowę, odstawiła szklankę i zapytała:
– Czy to inny sok, wujku mnichu? – tak się zwykle zwracają wietnamskie dzieci do starszych mnichów.
– Nie – odpowiedziałem. – To ten sam sok co wcześniej. Posiedział sobie trochę spokojnie, i teraz jest przejrzysty i apetyczny.
Thuy przyjrzała się szklance jeszcze raz i stwierdziła:
– Jest naprawdę dobry. Czy on medytował tak jak ty, wujku mnichu?
Roześmiałem się i pogłaskałem ją po główce.
– Powiedzmy raczej, że to ja, kiedy siedzę, naśladuję sok jabłkowy. To będzie bliższe prawdy.
[…]
Sok w szklance ma bardzo stabilną podstawę. Co innego ty, w twoim siedzeniu nie ma takiej pewności. Tym maleńkim drobinkom miąższu wystarcza, że poddadzą się prawom natury – i już łagodnie opadają na dno szklanki. Ale twoje myśli nie poddają się żadnemu takiemu prawu. Przeciwnie, kotłują się gorączkowo jak rój pszczół i wydaje ci się, że nie jesteś w stanie osiąść w sobie jak ten sok jabłkowy.
Mówisz, że ludzi, istot żywych, zdolnych do myślenia i odczuwania, nie można porównywać ze szklanką soku. Zgadzam się z tobą, ale wiem też, że potrafimy to, co potrafi sok jabłkowy, i jeszcze więcej. Możemy być spokojni nie tylko wtedy, kiedy siedzimy, ale również wtedy, gdy idziemy czy pracujemy.
[…]
Możemy być lepsi niż szklanka soku jabłkowego. Możemy spokojnie osiąść w sobie nie tylko wtedy, gdy siedzimy nieruchomo, ale również gdy stoimy, leżymy, idziemy czy nawet gdy pracujemy. Co ci przeszkadza pozwalać słońcu uważności świecić także wtedy, gdy spacerujesz, robisz herbatę czy kawę albo pierzesz ubranie? Gdy byłem świeżo upieczonym uczniem w klasztorze Tu Hieu, uczyłem się utrzymywać świadomość w trakcie każdej czynności – pielenia ogrodu, grabienia liści wokół stawu, zmywania naczyń w kuchni. Praktykowałem uważność tak, jak jej nauczał mistrz zen Doc The w swoim małym podręczniku zatytułowanym Podstawy praktyki do stosowania każdego dnia.
Według tej książeczki, musimy być w pełni świadomi wszystkiego, co robimy. Budząc się, wiemy, że się budzimy; zapinając kurtkę, wiemy, że zapinamy kurtkę; myjąc ręce, wiemy, że myjemy ręce. Mistrz Doc The układał krótkie wierszyki, które mieliśmy recytować, myjąc ręce lub zapinając kurtkę – miały nam pomagać w zakorzenianiu się w świadomości. Oto napisany przez niego wiersz, który mieliśmy recytować przy zapinaniu kurtki:
Zapinając kurtkę,
Mam nadzieję, że wszystkie istoty
Będą dbać o ciepło w swoich sercach
i nie zatracą siebie.
Dzięki takim strofom słońce świadomości może łatwo oświetlać nasze czyny w świecie materialnym, jak również nasze myśli i uczucia. Gdy byłem dzieckiem, często słyszałem jak matka mówiła mojej starszej siostrze, że dziewczyna powinna zwracać uwagę na każdy swój ruch. Cieszyłem się, że jako chłopiec nie muszę być taki uważny. Dopiero gdy zacząłem praktykować medytację, zdałem sobie sprawę, że muszę zwracać uwagę na swoje ruchy tysiąc razy bardziej niż niegdyś moja siostra. I nie tylko na ruchy, ale także na swoje myśli i uczucia!
Moja matka, jak wszystkie matki, wiedziała, że dziewczyna, która zwraca uwagę na swoje ruchy, staje się piękniejsza. Jej ruchy nie są gwałtowne, pośpieszne czy niezgrabne; stają się łagodne, spokojne i pełne wdzięku. Nie wiedząc o tym, matka uczyła moją siostrę medytacji.
Ktoś, kto praktykuje uważność, też zaczyna być miły dla oka. Mistrz zen, obserwując jak uczeń wprawia w dźwięk dzwon, jak zamiata podłogę, jak nakrywa do stołu, może odgadnąć stopień dojrzałości tego ucznia, zmierzyć jego „poziom medytacji” na podstawie jego manier i osobowości. Ów „poziom” jest owocem praktyki świadomości, który mistrz nazywa „smakiem zen”.
Thich Nhat Hanh, Słońce moim sercem