Gdy miałem dziewięć lat, zobaczyłem w jakimś czasopiśmie wizerunek Buddy siedzącego na trawie w wielkim spokoju. Od razu wiedziałem, że ja też chcę być taki spokojny i szczęśliwy. Dwa lata później, gdy w pięć osób dyskutowaliśmy o tym, kim chcemy być, jak dorośniemy, mój brat Nho powiedział: „Ja chcę zostać mnichem”. To było coś nowego, ale zdałem sobie sprawę, że ja też chcę zostać mnichem. Przynajmniej częściowo było tak dlatego, że zobaczyłem ów obraz Buddy w czasopiśmie. Młodzi ludzie są bardzo otwarci i podatni na głębokie wrażenia. Mam nadzieję, że producenci filmowi i telewizyjni wezmą to sobie do serca.
Pół roku później nasza klasa udała się na wycieczkę szkolną w okolicę góry Na Son. Słyszałem, że tam mieszka pewien pustelnik. Nie wiedziałem, kto to jest pustelnik, ale i tak zapragnąłem go zobaczyć. Słyszałem, jak ludzie mówili, że pustelnik to ktoś, kto postanowił sobie, że stanie się spokojny i szczęśliwy jak budda. Szliśmy dziesięć kilometrów, by dotrzeć do podnóża góry, a potem wspinaliśmy się jeszcze przez godzinę, ale gdy dotarliśmy na miejsce, nauczyciele powiedzieli, że pustelnika nie ma w domu. Byłem bardzo zawiedziony. Nie rozumiałem, że pustelnicy nie życzą sobie gromadnych odwiedzin. Kiedy więc reszta klasy zrobiła postój, żeby zjeść zabrany prowiant, ja poszedłem wyżej, w nadziei, że w pojedynkę go spotkam.
Nagle usłyszałem kapanie wody. Podążyłem za tym odgłosem, aż odkryłem piękne źródełko, wciśnięte między kamienie. Gdy spojrzałem w nie, widziałem wyraźnie każdy kamyk i każdy listek na dnie. Uklęknąłem i napiłem się bulgoczącej, przejrzystej wody, i ogarnęło mnie poczucie doskonałego spełnienia. To było tak, jakbym spotkał się z pustelnikiem twarzą w twarz! Położyłem się i usnąłem.
Gdy po paru minutach się obudziłem, nie wiedziałem, gdzie się znajduję. Dopiero po chwili przypomniałem sobie o kolegach z klasy. i zacząłem do nich schodzić. W drodze przyszło mi do głowy jedno zdanie – nie po wietnamsku, ale po francusku: „J'ai gouté l'eau la plus delicieuse du monde” („Posmakowałem najsmaczniejszej wody na świecie”). Koledzy odetchnęli z ulgą, że się odnalazłem, ale ja w dalszym ciągu myślałem tylko o pustelniku i źródełku. Oni wrócili do zabawy, a ja jadłem swój obiad w milczeniu.
Najpierw został mnichem mój brat. Cała rodzina się martwiła, czy życie mnicha nie będzie za trudne. Dlatego wolałem im nie mówić, że pragnę pójść tą samą ścieżką. Jednak zasiane we mnie ziarno dalej wzrastało, i cztery lata później moje marzenie się ziściło. Zostałem mnichem-nowicjuszem w Pagodzie Tu Hiêu niedaleko miasta Huê w środkowym Wietnamie.
fragment książki Cultivating the Mind of Love