Niedawno poznałem pewną paryżankę, kinezjolożkę, która poprosiła mnie o wskazówki w związku ze swoją pracą. Chciała się dowiedzieć, jak może najskuteczniej udzielać ludziom porad zdrowotnych – tak, aby jej klienci wynosili z tego jak największe korzyści. „Jeśli będziesz miała w swoim sercu lekkość i przestrzeń – powiedziałem – to twoja mowa będzie nieść głęboki wgląd, a to z niego bierze się prawdziwe porozumienie”. Podzieliłem się z nią następującą myślą:
Aby praktykować właściwą mowę,
trzeba najpierw znaleźć czas
na wejrzenie głęboko w samego siebie
i w osobę przed nami;
wtedy nasze słowa będą w stanie
budować wzajemne zrozumienie
i przynosić obu stronom ulgę
w cierpieniu.
Gdy do kogoś mówimy, oczywiście mówimy jedynie to, co wydaje nam się słuszne. Czasami jednak, ze względu na sposób, w jaki to mówimy, słuchacz nie jest w stanie tego przyjąć. Nasze słowa nie przynoszą pożądanego skutku: nie rozjaśniają sytuacji, nie wnoszą zrozumienia. Powinniśmy więc pytać samych siebie: Czy mówię to tylko po to, żeby coś powiedzieć, czy też uważam, że te słowa mogą się przyczynić do czyjegoś uzdrowienia? Gdy słowa są wypowiadane ze współczuciem, oparte na miłości oraz na świadomości naszych wzajemnych związków, dopiero wtedy można taką mowę nazwać właściwą mową.
Gdy udzielamy komuś natychmiastowej odpowiedzi, przeważnie tylko klepiemy to, co wiemy, albo dajemy upust emocjom. Słysząc czyjeś pytanie albo uwagę, nie dajemy sobie czasu, żeby głęboko wsłuchać się i wejrzeć w to, co zostało powiedziane. To nie jest pomocne. Następnym razem, gdy ktoś zada ci pytanie, nie odpowiadaj od razu. Przyjmij to pytanie albo uwagę i pozwól im głęboko w ciebie wniknąć, tak aby mówiący poczuł, że naprawdę się go słucha. Ćwiczenie się w tej umiejętności może być korzystne dla każdego z nas, ale szczególnie dla tych, których praca polega na pomaganiu innym; osiągnięcie w niej biegłości wymaga praktyki. Przede wszystkim nie możemy głęboko słuchać innych, jeśli nie słuchamy głęboko samych siebie.
Jeśli pragniemy czuć się lekko, wolno i naprawdę swobodnie, musimy pielęgnować duchowy wymiar życia. Potrzebujemy praktykować, aby odbudować w sobie takie poczucie przestrzeni. Dopiero kiedy udaje nam się otworzyć przestrzeń w sobie, możemy naprawdę pomagać innym. Jeśli idę na spacer czy jadę autobusem – wszystko jedno dokąd – bardzo łatwo jest mi zauważyć, czy ktoś ma w sobie poczucie przestrzeni. Może też spotykasz czasem takie osoby: nie znasz ich dobrze, ale jest ci z nimi dobrze, ponieważ są swobodne i zrelaksowane. Nie mają głowy zapchanej własnymi planami.
Jeśli wytworzysz przestrzeń we własnym wnętrzu, przekonasz się, że ludzie – może nawet ktoś, kto dotąd cię unikał (dorastająca córka, partnerka, z którą ciągle toczyłeś wojnę, ojciec lub matka) – będą garnąć się do ciebie i chcieć z tobą przebywać. Nie będziesz musiał nic robić ani próbować ich czegokolwiek nauczyć, w ogóle nic nie będziesz musiał mówić. Jeśli sam będziesz praktykować, tworzyć w sobie przestrzeń i spokój, innych będzie przyciągać twoja aura przestronności. Ta jakość twojej obecności sprawi, że ludziom będzie dobrze w twoim towarzystwie.
Na tym polega cnota niedziałania. Wstrzymujemy myślenie, sprowadzamy umysł z powrotem do ciała i stajemy się prawdziwie obecni. Niedziałanie jest niezwykle ważne. Nie jest ono tym samym co bierność lub bezwład; jest dynamicznym i twórczym stanem otwartości. Wystarczy siedzieć bardzo przytomnie, bardzo lekko; a kiedy inni przyjdą, by posiedzieć z nami, od razu poczują się swobodnie. Nawet jeśli nie „zrobimy” nic, by komuś pomóc, ten ktoś otrzyma od nas wiele.
To, żeby mieć w sobie przestrzeń na słuchanie ze współczuciem, jest istotnym składnikiem prawdziwej przyjaźni, prawdziwego koleżeństwa, prawdziwego rodzicielstwa, prawdziwego partnerstwa. Żeby dobrze słuchać, nie trzeba zaraz być specjalistą zdrowia psychicznego. Prawdę mówiąc, wielu psychoterapeutów tego nie potrafi, ponieważ sami mają w sobie mnóstwo cierpienia. Studiują psychologię przez wiele lat i wiedzą bardzo dużo o technikach, ale w głębi serca noszą cierpienie, którego nie zdołali uzdrowić i przetransformować, albo nie zapewniają sobie wystarczająco dużo radości i zabawy, aby zrównoważyć cały ten ból, który przyjmują od swoich pacjentów; nie mają więc w sobie dość przestrzeni, aby naprawdę efektywnie pomagać innym. Ludzie płacą takim terapeutom dużo pieniędzy i wracają do nich tydzień po tygodniu z nadzieją na wyzdrowienie; ale doradca nie może pomóc, jeśli sam siebie nie słucha ze współczuciem. Terapeuci i doradcy są ludźmi jak inni, każdy boryka się z własnym cierpieniem. Ich zdolność do słuchania innych zależy przede wszystkim od umiejętności słuchania siebie samego ze współczuciem.
Jeśli chcemy pomagać innym, musimy mieć pokój w sobie. Pokój ten możemy tworzyć z każdym krokiem, z każdym oddechem, i dopiero wtedy możemy pomagać; w przeciwnym razie marnujemy tylko cudzy czas – i pieniądze, jeśli zajmujemy się tym zawodowo. Tym, czego każdy z nas potrzebuje, jest swoboda, lekkość i pokój wewnątrz własnego ciała i ducha. Dopiero wtedy możemy prawdziwie słuchać innych. Wymaga to trochę praktyki. Każdego dnia daj sobie czas, by pobyć ze swoim oddechem i swoimi krokami, by sprowadzić umysł z powrotem do ciała – by przypomnieć sobie, że w ogóle masz ciało! Każdego dnia daj sobie trochę czasu, by posłuchać ze współczuciem swojego wewnętrznego dziecka, posłuchać tego, co w twoim wnętrzu domaga się usłyszenia. Wtedy będziesz umiał słuchać innych.