2017.03.13 Czwarta mantra - Przezwyciężanie dumy

Praktykowanie czwartej mantry jest najtrudniejsze. Używamy jej w sytuacji, kiedy sami cierpimy – i myślimy, że to cierpienie spowodowała osoba, którą kochamy najbardziej na świecie. Jeśli powiedziałby, lub zrobiłby to ktoś inny, na pewno mniej byś cierpiała. Ale teraz powiedziała to i zrobiła to osoba, którą kocham najbardziej na świecie – i bardzo cierpię. Jestem głęboko zraniona właśnie tym, że moje cierpienie sprawił ktoś, kogo kocham najbardziej. Chcę pójść do swojego pokoju, zamknąć za sobą drzwi, zostać w samotności i płakać. Wzbraniam się przed pójściem do niej czy do niego i poproszeniem o pomoc. Teraz przeszkadza mi duma.

Zgodnie z nauczaniem Buddy, w prawdziwej miłości nie ma miejsca na dumę. Zawsze, kiedy cierpisz, powinieneś poprosić tę osobę o pomoc. To jest prawdziwa miłość. Nie pozwól, żeby duma trzymała cię z dala od drugiej osoby. Jeśli uważasz, że twoja miłość jest prawdziwa, musisz przezwyciężyć swą dumę; musisz się do niej czy do niego zwrócić. Dlatego właśnie stworzyłem dla was tę mantrę. Praktykuj jednoczenie ciała i umysłu, podejdź do tej osoby i wypowiedz czwartą mantrę: „Kochanie, cierpię – proszę cię, pomóż mi”. To jest bardzo proste, ale i bardzo trudne do zrobienia.

Chciałbym opowiedzieć wam historię z mojego kraju. Pewien młody mężczyzna poszedł na wojnę, zostawiając w domu ciężarną żonę. Kiedy udało mu się po dwóch latach powrócić, żona wyszła mu na spotkanie wraz z ich dwuletnim synem. Płakali z radości. W Wietnamie, w naszej tradycji, kiedy zdarza się coś tak ważnego, powinni zostać o tym powiadomieni przodkowie. Młody ojciec poprosił więc żonę, aby kupiła na rynku wszystko, co potrzebne do ofiarowania przodkom na ołtarzu. Taki ołtarz można znaleźć w każdym wietnamskim domu. Każdego ranka zapalamy na nim kadzidełko, i w ten sposób utrzymujemy łączność z przodkami. Zapalanie kadzidełek, przystrajanie ołtarza z fotografiami naszych przodków i odkurzanie go są bardzo ważnymi gestami. W tych chwilach kontaktujemy się z nimi. Są na świecie ludzie, zupełnie wykorzenieni, bo nie praktykują podobnego zwracania się do przodków.

Młoda żona poszła na rynek. W tym czasie ojciec próbował namówić syna, aby ten nazywał go tatą. Chłopiec odmówił: „Proszę pana, pan nie jest moim tatą. Mój tata jest kimś innym. Odwiedza nas każdego wieczoru, moja mama rozmawia z nim każdego wieczoru, i bardzo często razem z nim płacze. I zawsze, kiedy mama siada, on też siada. Kiedy ona się kładzie – on też”. Po usłyszeniu tych słów, szczęście młodego ojca całkiem wyparowało. Jego serce zamieniło się w kawałek lodu. Poczuł się głęboko zraniony, upokorzony – i dlatego, kiedy żona wróciła do domu, nie chciał zamienić z nią słowa ani na nią spojrzeć. Kiedy na ołtarzu złożone zostały dary, młody ojciec zapalił kadzidełko, pomodlił się do przodków i pokłonił cztery razy. Potem zabrał matę, zamiast zostawić ją dla żony; uważał, że nie jest godna pojawić się przed przodkami. Nie mogła więc wykonać swoich pokłonów; czuła się upokorzona.
Nie został w domu po ceremonii, wyszedł do wsi i cały dzień spędził w karczmie. Próbował zagłuszyć cierpienie alkoholem, wrócił do domu dopiero późną nocą. Tak było i następnego dnia i przez wiele następnych dni. Młoda kobieta nie mogła już dłużej tego znieść. Jej cierpienie było tak wielkie, że rzuciła się do rzeki i utonęła.

Kiedy młody ojciec o tym usłyszał, wrócił do domu i tego wieczoru to on przyniósł i zapalił lampę. Nagle jego syn wykrzyknął: „Proszę pana, proszę pana, to mój tata, on wrócił!”. I wskazał na cień ojca na ścianie. „Pan wie, mój ojciec przychodzi każdego wieczoru. Mama mówi do niego, czasami płacze. I zawsze, kiedy ona siada, mój tata też siada”. Ta kobieta czuła się tak samotna w domu, że każdego wieczoru mówiła do swojego cienia: „Kochany, jesteś tak daleko. Jak mogę wychowywać dziecko tak zupełnie sama?. Musisz wkrótce wrócić”. Pewnie płakała – i oczywiście, kiedy siadała, jej cień siadał razem z nią. Mąż zrozumiał swoje błędne postrzeganie – ale było za późno, jego żona już nie żyła.
Błędne postrzeganie jest czymś, co może zniszczyć całą rodzinę. Budda powtarzał nam wiele razy, że w codziennym życiu błędnie postrzegamy rzeczywistość.

Powinniśmy więc zwracać wielką uwagę na nasze postrzeganie. Są ludzie, którzy opierają swoje życia na fałszywym postrzeganiu przez dziesięć czy dwadzieścia lat, cierpiąc w tym czasie bardzo
i przyczyniając się do cierpienia innych.

Dlaczego młody ojciec nie chciał rozmawiać o tym z żoną? Bo stanęła pomiędzy nimi duma. Jeśli spytałby: „Kto przychodził do ciebie każdej nocy? Nasze dziecko mi o tym opowiedziało. Kochanie, bardzo cierpię, musisz mi pomóc. Powiedz, kto to jest”. Jeśliby tak zrobił, żona miałaby szansę wszystko wyjaśnić i można byłoby uniknąć dramatu. Ale to był nie tylko jego błąd, jego żony także. Mogła przyjść do niego i zapytać o powód zmiany jego zachowania: „Mężu, dlaczego nawet na mnie spojrzysz, dlaczego nic nie mówisz? Czy zrobiłam coś tak strasznego, że zasłużyłam na takie traktowanie? Drogi mężu, bardzo cierpię, musisz mi pomóc”.

Ale nie zrobiła tego – a ja nie chcę, abyście popełniali takie same błędy w waszym życiu. Codziennie popełniamy pomyłki, musimy więc być uważni. Za każdym razem, kiedy myślisz, że to ktoś inny jest powodem twojego cierpienia, musisz przypomnieć sobie tę historię. Zawsze trzeba sprawdzić, jak się rzeczy mają – idąc do tej osoby i prosząc o pomoc: „Kochanie, bardzo cierpię, pomóż mi.”

Thich Nhat Hanh, Prawdziwa miłość