2015.01.12 Działanie i kontemplacja

(Przemówienie do uczestników spotkania przywódców duchowych na rzecz ukrócenia współczesnego niewolnictwa i handlu ludźmi, które odbyło się 2 grudnia 2014 w Watykanie pod patronatem papieża Franciszka  ̶  odczytane przez jego najstarszą uczennicę-mniszkę, Czcigodną Bhikkhuni Thich Nu Chan Khong)

Wasza Świątobliwość, Ekscelencje, Eminencje, Najczcigodniejsi, Dostojni Goście, Panie i Panowie! Niech mi będzie wolno odczytać słowa, które pragnął tu dziś wygłosić nasz kochany nauczyciel, Mistrz Zen Thich Nhat Hanh:

Jesteśmy wdzięczni, że mogliśmy się dzisiaj zebrać, aby ogłosić światu naszą niezłomną wolę współdziałania w celu położenia kresu współczesnemu niewolnictwu; i błagać tych, którzy handlują ludźmi, aby zaprzestali ich wykorzystywania; oraz prosić przywódców i organizacje światowe o wzięcie w obronę tych młodych kobiet, mężczyzn i dzieci. To są nasze córki i synowie, nasze siostry i nasi bracia.

 

Oczywiste jest, że w obecnej epoce globalizacji to, co spotyka jednego z nas, dotyka nas wszystkich. Wszyscy jesteśmy wzajemnie powiązani i wzajemnie współodpowiedzialni. Jednak nawet najlepsza wola nic nie da, jeśli, pochłonięci codziennymi troskami o potrzeby materialne lub emocjonalną osłodę, nie będziemy znajdować czasu ani sił na urzeczywistnianie naszych wzniosłych aspiracji.
Działanie musi iść w parze z kontemplacją. Bez praktyki duchowej bardzo szybko porzucimy swój wymarzony cel.

Każdy z nas powinien, w sposób zgodny z naukami własnej tradycji, praktykować głęboki kontakt z cudami Natury, z cudem życia obecnym w każdym z nas, z Królestwem Bożym w każdym z nas, z Czystą Krainą, Nirwaną w każdym z nas, by w ten sposób doznawać uzdrowienia i pokrzepienia, radości i szczęścia, jakie daje dostrzeganie, że Królestwo Boże jest dostępne już tu i teraz. Wspólne nam uczucie miłości i podziwu dla przyrody ma moc nas wszystkich karmić duchowo, jednoczyć oraz usuwać wszelkie podziały i dyskryminację.

Nawiązując kontakt z tym wszystkim, co nas orzeźwia i uzdrawia, możemy się uwolnić od codziennych trosk o materialne wygody, a dzięki temu mieć o wiele więcej czasu i energii na realizację ideału niesienia wolności i współczucia wszystkim żyjącym istotom. Jak mówi Ewangelia, „Nie troszczcie się, co będziecie jeść i pić, ani w co się przyodziejecie. Szukajcie najpierw Królestwa Bożego, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się o jutro. Dzień jutrzejszy sam o siebie się zatroszczy".

Pośród działań zmierzających do położenia kresu współczesnemu niewolnictwu, musimy znajdować czas na opiekowanie się sobą i dbanie o chwilę obecną. Dzięki temu zdołamy odnajdować względny spokój we własnym ciele i umyśle, umożliwiający nam kontynuowanie dzieła. Trzeba nam dostrzegać i obejmować uwagą własne cierpienie, gniew, strach i rozpacz, abyśmy byli w stanie utrzymywać w sercu energię współczucia. Jaśniejszy umysł pozwoli nam znaleźć w sobie współczucie nie tylko dla ofiar, ale i dla samych handlarzy ludźmi. Uświadomiwszy sobie ich cierpienie, będziemy mogli pomóc im się obudzić i zaprzestać tego, co robią. Nasze współczucie może się przyczynić do ich przemiany w naszych przyjaciół i sprzymierzeńców naszej sprawy.

Aby wytrwać w tym dziele współczucia, wszyscy potrzebujemy duchowej wspólnoty, która będzie nas wspierać i chronić – rzeczywistej wspólnoty, w której panuje prawdziwe braterstwo i siostrzeństwo, współczucie i zrozumienie. Nie powinniśmy zabierać się do tego dzieła każdy ba własną rękę, jako samotni wojownicy. Źródła współczesnego niewolnictwa tkwią głęboko, jego istnienie podtrzymują złożone przyczyny i warunki, sieci i struktury. Dlatego musimy budować społeczność, zdolną kontynuować to dzieło obrony ludzkiego życia nie tylko do roku 2020, ale i długo potem.

Świat, w którym żyjemy, jest zglobalizowany i taka też jest ta nowa forma niewolnictwa, powiązana z systemami: gospodarczym, politycznym i społecznym. Dlatego również nasza etyka i moralność muszą mieć globalny zasięg. Nowy, globalny ład rodzi potrzebę nowej etyki, wspólnej wszystkim ludziom na świecie. My, ludzie różnych tradycji, musimy razem, tak jak tu siedzimy, zastanowić się nad przyczynami tego cierpienia. Jeśli wejrzymy w nie głęboko, z jasnym, spokojnym i pokojowo nastawionym umysłem, zrozumiemy przyczyny współczesnego niewolnictwa i będziemy w stanie znaleźć drogę wyjścia."

Mistrz Zen Thich Nhat Hanh

Przemówienie można zobaczyć na YouTube.

 


 

Dzień, w którym pozbędę się serca

Mój brat, ten o brązowej skórze, jest głodny. Piekło jest właśnie tutaj.
Nie uważałem, i zabrałeś mi moją porcję befsztyka.

Mój brat, ten o żółtej skórze, jest nędzarzem. Jego synek zasłabł dziś w szkole,
bo zabrakło nawet małego słodkiego ziemniaka, który mógłby włożyć do ust.
Ja byłem zajęty walką z właścicielem, chcącym podnieść mi czynsz. Wyposażyłeś firmę w nowe maszyny, i straciłem pracę.

Mój brat, ten o czarnej skórze, nie może wyżywić swych dzieci, lecz żona wciąż rodzi mu nowe. – Jak mogłaś? – mówi. – Co ja teraz zrobię? – Mleka brak,
ryżu brak, ziemniaków brak. Kobieta zostawia niemowlę przy drodze, z nadzieją, że je przygarnie ktoś o dobrym sercu. A ja jestem tak zajęty walką o lepsze zarobki, dniem i nocą zmagam się z kosztami utrzymania; jak mogę znaleźć czas, by przyjść i pomóc?

Mój brat, ten o białej skórze, tyra na trzy etaty.
Nie dojada, i nie wysypia się jak reszta rodziny. Jest tak nerwowy, że bije żonę i terroryzuje dzieci. Oto jest piekło. Oto nasza walka. Jakże możemy wyciągnąć dłoń do brata daleko stąd?

Powiedziałeś: – Ze względu na interesy narodu nie możemy hamować rozwoju. Wiedząc, że jestem bez pracy, proponujesz mi posadę w firmie produkującej bomby i karabiny na sprzedaż do dalekich krajów. Moje dzieci są głodne, moja żona płacze, i prawie już uległem. Ale przecież nasi bracia tam potrzebują żywności. Dlaczego więc posyłasz im bomby i karabiny, którymi się zabijają?

Przez moją nieuwagę zabrałeś mój befsztyk. Przez moje zaniedbanie zabrałeś mi kolorowy telewizor, "Mustanga" i letni domek nad morzem. Mówisz mi, że łatwo mogę mieć samochód i telewizor, wystarczy, że podpiszę ten papier i będę dla ciebie pracować. A ja już jestem spętany przez tyle rzeczy – nie chcę wchodzić w jeszcze jeden labirynt. Mówisz, że oszalałem, że jestem ślimakiem, który nie umie udźwignąć nawet własnej muszli, a myśli o ruszeniu Himalajów.

Ziarno, które mogło żywić mojego brata, zużyłeś by wyprodukować swój befsztyk, a góra tych befsztyków zasłania już słońce. Nie widzę już twarzy moich ukochanych. Garść ziarna, która mogła ocalić życie głodującego dziecka w Ugandzie, posłużyła do produkcji alkoholu. Polewasz nim swoją górę befsztyków, podczas gdy naszą planetę oblewa krew. Jak mogę rozwiązać własne problemy, skoro wciąż myślę o moich braciach? Dzień, w którym pozbędę się serca, będzie – zapewniam cię – dniem mego zwycięstwa.

Ten wiersz napisałem po spotkaniu wielu ludzi, którzy szczerze pragnęli zrobić coś dla swoich braci i sióstr na świecie, ale byli tak zajęci codziennymi rzeczami – na przykład, jedzeniem steków czy piciem wina – że nie byli w stanie zrobić nic nawet dla braci i sióstr w swoim najbliższym otoczeniu, nie mówiąc o tych w Trzecim Świecie.

Ze zbioru wierszy Thaya "Nazywaj mnie moimi przwdziwymi imonami"