NIC SIĘ NIE RODZI, NIC NIE UMIERA
Francuski uczony, Lavoisier, orzekł: […] „Nic się nie rodzi, nic nie umiera”. Chociaż nie był praktykującym buddystą, lecz naukowcem, odnalazł tę samą prawdę, którą odkrył Budda.Nasza prawdziwa natura to w istocie coś, co nigdy się nie rodzi i nigdy nie umiera. Dopiero gdy dotrzemy do naszej prawdziwej natury, będziemy mogli pozbyć się lęku przed nieistnieniem, przed unicestwieniem.Budda powiedział, że kiedy warunki są sprzyjające, coś się pojawia, my zaś mówimy, że istnieje. Gdy jeden lub więcej tych warunków zanika i rzecz nie pojawia się już w dotychczasowy sposób, mówimy, że nie istnieje. Budda nauczał, że określanie rzeczy w kategoriach istnienia i nieistnienia jest błędne. W rzeczywistości nie można nigdy powiedzieć, że coś istnieje lub nie istnieje „absolutnie”.
Bardzo łatwo się o tym przekonać na przykładzie telewizji czy radia. Może się zdarzyć, że będziemy w pokoju, w którym nie ma ani odbiornika telewizyjnego, ani radiowego. Siedząc w takim pokoju, możemy sądzić, że programy telewizyjne lub radiowe w nim „nie istnieją”. Ale przecież wszyscy wiemy, że pokój ten przenikają najróżniejsze sygnały. Sygnały programów telewizyjnych i radiowych docierają wszędzie. Potrzebujemy tylko jednego warunku – odbiornika telewizyjnego lub radiowego – a w pokoju zaistnieje mnogość form, kolorów i dźwięków. Nie moglibyśmy w zgodzie z prawdą stwierdzić, że sygnały te nie istnieją, tylko dlatego, że nie mamy radia czy telewizora, by móc je odebrać i pozwolić im się pojawić. Wydawało nam się jedynie, że nie istnieją, ponieważ przyczyny i warunki nie pozwalały im „zmaterializować” się w naszym pokoju. Tak więc wówczas, w tym pokoju, mówimy, że sygnały te nie istnieją. Nie można jednak sądzić, że coś nie istnieje, tylko dlatego, że nie rejestrują tego nasze zmysły. To właśnie nasze pojęcia „bycia” i „niebycia” mącą nam w głowach. To właśnie one każą nam myśleć, że coś istnieje lub nie istnieje. Pojęć istnienia i nieistnienia nie da się zastosować do rzeczywistości.
ODNALEŹĆ UTRACONYCH NAJBLIŻSZYCH
To samo dzieje się, kiedy tracimy bardzo bliską osobę. Kiedy warunki nie sprzyjają dalszemu życiu, nasi najbliżsi wycofują się. Gdy straciłem matkę, bardzo cierpiałem. W wieku siedmiu czy ośmiu lat trudno myśleć o tym, że pewnego dnia utraci się matkę. W końcu wszyscy dorastamy i tracimy nasze matki; jeżeli natomiast wiesz, jak praktykować, z nadejściem czasu rozłąki nie będziesz cierpiał tak bardzo. Bardzo szybko pojmiesz, że twoja matka na zawsze pozostanie w tobie żywa.
W dniu śmierci matki zapisałem w dzienniku: „A więc nadeszło to wielkie nieszczęście mojego życia". Po jej odejściu cierpiałem ponad rok. Ale pewnej nocy, w mojej pustelni w górach Wietnamu, matka przyśniła mi się. Siedziałem obok niej i cudownie nam się rozmawiało. Wyglądała młodo i była piękna, ze spływającą w dół kaskadą włosów. Była to wielka przyjemność, móc tak siedzieć z nią i rozmawiać, jak gdyby nie umarła. Kiedy się obudziłem około drugiej w nocy, odczułem bardzo mocno, że nigdy jej nie utraciłem. Wrażenie, że ciągle ze mną jest, było niezwykle wyraźne. Zrozumiałem wtedy, że strata matki była jedynie tworem mojego umysłu. W owej chwili było dla mnie oczywiste, że matka zawsze żyje we mnie.
Otwarłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Cały stok był skąpany w świetle Księżyca. Wzgórze porastały krzewy herbaty; moja samotnia była przyczepiona do niego w połowie stoku, powyżej świątyni. Idąc powoli wzdłuż srebrnych krzewów, zauważyłem, że matka ciągłe jest ze mną. Była światłem Księżyca i pieściła mnie tak, jak robiła to niegdyś często, bardzo czule, ujmująco... cudownie! Za każdym razem, gdy moja stopa dotykała ziemi, czułem, że matka jest ze mną. Wiedziałem, że to ciało nie jest wyłącznie moje, lecz jest przedłużeniem mojej matki i mojego ojca, moich dziadków i pradziadków. Wszystkich moich przodków. Stopy, które uważałem za „moje", były w istocie „naszymi" stopami. Ślady w wilgotnej ziemi zostawiałem razem z matką.Od tamtej pory nie myślałem już nigdy, że nie mam matki. Wystarczyło, że spojrzałem na moją dłoń, że poczułem delikatny powiew wiatru na twarzy albo ziemię pod stopami, a przypominałem sobie, że matka jest zawsze ze mną, zawsze, gdy tylko jej potrzebuję.
Kiedy tracisz ukochaną osobę, cierpisz. Ale jeśli będziesz umiał spojrzeć wystarczająco głęboko, być może zrozumiesz, że jej prawdziwa natura nigdy się nie rodzi i nigdy nie umiera. Coś się pojawia i przestaje się pojawiać, by potem znów się pojawić. Musisz być bardzo uważny i czujny, by dostrzec nowe pojawienie się konkretnego człowieka. Ale dzięki wytężonej praktyce możesz się tego nauczyć.Weź zatem za rękę człowieka, który poznał tę praktykę, i udajcie się na medytacyjny spacer. Zwracaj uwagę na wszystkie liście, kwiaty, ptaki i krople rosy. Jeśli uda ci się przystanąć i głęboko w nie wejrzeć, dostrzeżesz, że kochany przez ciebie człowiek wciąż materializuje się w wielu formach. I wtedy znów będziesz mógł cieszyć się życiem.
Thich Nhat Hanh - Śmierci nie ma, lęku nie ma