Plum Village, EIAB, Facebook

logo-eiab

Thich Nhat Hanh   Facebook 2014-11-15 07-37-50

logo-circle-pv-hills

Siddhartha osiągnął już tak wiele pod opieką dwóch najsławniejszych mistrzów w tym kraju, a wciąż drążył go podstawowy problem – jak uwolnić się od cierpienia. Zrozumiał, że nie nauczy się wiele więcej od innych mistrzów; zrozumiał, że musi szukać drogi oświecenia samodzielnie.

Idąc wśród pól ryżowych, przekraczając potoki i błotniste laguny, doszedł do rzeki Nerańdźara – i postanowił tu zostać, dopóki nie osiągnie oświecenia.

Przypomniał sobie ascetów, którym mówił, że umartwianie ciała tylko zwiększa cierpienie, którego świat i tak jest pełen. Teraz jednak rozważył ich postępowanie jeszcze raz i pomyślał: „Nie można uzyskać ognia z mokrego drewna. Z ciałem jest tak samo. Jeśli fizyczne pragnienia nie są ujarzmione, serce nie osiągnie oświecenia. Aby oswobodzić się, będę praktykował samoumartwienie”.

I tak mnich Gautama rozpoczął okres skrajnej ascezy. Jadł tylko to, że znalazł w lesie. Medytował nocą w miejscach, gdzie strach jeżył włosy na głowie. Po sześciu miesiącach jego ciało przypominało skórę zawieszoną na kościach - a wciąż nie miał poczucia, że zbliża się do celu.

Pewnego dnia, podczas medytacji na cmentarzu, jego ciało przeszedł dreszcz - i zrozumiał, jak mylna była droga samoumartwienia.

Słońce właśnie wstało, a lekki wietrzyk owiewał jego ciało. Siedząc w blasku słońca, muskany wiatrem, doświadczał takiej lekkości umysłu, jak nigdy przedtem. Zrozumiał, że ciało i umysł są niepodzielną rzeczywistością. Pokój i harmonia ciała są ściśle związane z pokojem i harmonią umysłu. Maltretowanie ciała jest maltretowaniem umysłu.

Zapytał siebie: „Dlaczego mam podążać za tradycjami, utrwalonymi w pismach? Dlaczego bać się radości, którą niesie medytacja? Taka radość nie ma przecież nic wspólnego z pięcioma pożądaniami, zagradzającymi drogę ku oświeceniu. Przeciwnie, radość medytacji może karmić ciało i umysł i dawać siłę do wędrowania ku oświeceniu”.

Mnich Gautama postanowił odzyskać zdrowie. „Mogę już jutro pójść do wsi i prosić o pokarm. Mogę być swoim własnym nauczycielem, niezależnym od nauk kogokolwiek innego”. Uszczęśliwiony swoją decyzją wyciągnął się na ziemi i spokojnie zanurzył we śnie – a nad nim ukazał się Księżyc w pełni na tle roziskrzonej Drogi Mlecznej.

Następnego ranka obudził go śpiew ptaków. Wszedł do rzeki i poddał się orzeźwiającemu chłodowi wody. Cieszył się, czując jak opływa ona jego ciało i witał te odczucia nowym stanem umysłu. Potem wyszedł z trudem na brzeg rzeki i długo kontemplował wznoszące się Słońce. Powoli wstał i skierował się ku wiosce, ale niedługo potem poczuł, że opuszczają go siły i osunął się na ziemię.

Leżał długo bez czucia, aż znalazła go trzynastoletnia Sudżata, wysłana przez matkę z ofiarami dla bóstw leśnych – mlekiem ryżowym, ciastkami i nasionami lotosu. Kiedy tylko zobaczyła na drodze nieprzytomnego, ledwo oddychającego pustelnika, przyklękła i przysunęła do jego ust czarkę z mlekiem. Ocknął się, ledwo krople mleka zwilżyły jego język i gardło. Poczuł odświeżającą moc mleka i powoli wypił całą czarkę. Po kilkunastu oddechach mógł już usiąść i poprosił Sudżatę o jeszcze jedną czarkę.

Porzucił chęć ucieczki od świata zjawisk. Jeden oddech, śpiew ptaka, liść, promień słońca – wszystko może służyć jako obiekt medytacji. Zaczynał widzieć, że klucz do oswobodzenia jest w każdym oddechu, każdym kroku, każdym kamyku na drodze.

Fragmenty “Old Path, White Clouds”, Thich Nhat Hanh. Wybór - JM